Dedykacja

Cały ten blog dedykuję Soli :3
Gdyby nie ona, pewnie zakończyłabym pisanie tego na pierwszym rozdziale :)

Tablica ogłoszeń

1. Rozdziały pojawiają się nieregularnie.
2. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję :3
3. Bardzo proszę nie nominować mnie do żadnych klepanek - jestem za to wdzięczna, ale leń się odzywa i nie pozwala tego wszystkiego wypełniać xp
4. Wszystkie komentarze nie związane z rozdziałem/blogiem, proszę dodawać do zakładki SPAM.
5. Opowiadanie, które tutaj publikuję jest moją autorską pracą, dlatego proszę nie kopiować bez mojej zgody.
6. Nie jest to żaden fanfick.
7. Żadna z pojawiających się tutaj grafik nie należy do mnie.
8. Autorem cytatu w nagłówku jest Masashi Kishimoto.

Masz pytanie?

Chcesz mnie zapytać o coś dotyczącego bloga lub mnie samej?
W takim razie koniecznie odwiedź mojego aska!
http://ask.fm/Ushiox

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 15. - Rachunek

Dobra, udało mi się W KOŃCU napisać ten nieszczęsny rozdział xD
Strasznie przepraszam za tę przerwę, potrzebowałam natchnienia i je znalazłam ♥ ShounenT moim prywatnym bogiem słodyczy ♥
No i Soli też mnie natchnęła swoimi rozdziałami :3
Dobra, nie przedłużając, zapraszam do czytania~! :D

~*~

Koji wszedł do pokoju redakcji, witając się ze wszystkimi i usiadł na swoim miejscu przed laptopem. Rozciągnął ręce, podczas gdy komputer się uruchamiał, a następnie włączył Worda, by dokończyć felieton na temat współczesnej literatury, kierowanej do nastolatek. Całkiem fajnie się coś hejtuje, wiedząc, że przeczyta to sporo ludzi i większość się z tym nie zgodzi. A przynajmniej ci, którzy nie chodzą z nim na studia.
- Siema. – Podszedł do niego Souji. Znając życie ma do niego kolejną robotę.
- Cześć – uścisnęli sobie dłonie. – Co tam?
- Pamiętasz tę pannę z ASP? – zapytał, uśmiechając się przyjaźnie.
- No. Aż za dobrze… - Trudno by mu było zapomnieć Akane. – Co z nią?
- Ma kolejny wygrany konkurs na koncie – odparł Souji. – Muszę znaleźć osobę, która się tym zajmie. Chcesz?
- Konkurs? Widziałeś ten obraz? – zapytał.
- Nie, a co? – Souji ściągnął brwi.
- Bo prawdopodobnie ja na nim jestem – burknął niezadowolony. – I ta menda nic mi nie powiedziała!
- Niby czemu miałbyś na nim być? – zdziwił się Souji. 
- No pozowałem jej – warknął. – Biorę tę robotę. Będę miał pretekst, żeby się z nią spotkać.
- Hm~ Czyli jednak do niej podbijałeś – stwierdził Souji.
- Nie! – obruszył się Koji. – W życiu się jej nie tknę. To jędza, jakich mało.
- Jasne, jasne – przytaknął z pobłażliwym uśmiechem. – W każdym razie, masz miesiąc – oznajmił mu i poszedł.
Tymczasem Kawamura wymyślał różne niecne plany, jak to zmusi Akane, by wyszła z nim na kolację (i oczywiście za wszystko zapłaciła), jednocześnie pisząc hejty na głupie nastolatki. Musiał się jakoś wyżyć, dlatego walił w klawiaturę, jakby to ona była winna całemu złu tego świata. Przez całe dwie godziny, które spędził w redakcji, nikt nie odważył się do niego zagadać czy chociażby podejść – emanował zbyt mroczną aurą, lepiej nie ryzykować.
Kiedy skończył pisać ten nieszczęsny felieton i wysłał go na maila korektora, ubrał kurtkę, wziął swoją torbę i wyszedł, burcząc pod nosem jakieś pożegnanie. Od razu skierował się na swoją uczelnię, z tym, że dokładniej to na wydział ASP – miał sprawę do wiadomej osóbki. Ale nie potrafił jej znaleźć, prędzej natrafił na Mashiro i Akirę, którzy najwidoczniej trochę się go wystraszyli. Zapytał ich i jeszcze parę innych osób o Akane i dopiero piąta albo szósta powiedziała mu, gdzie ta wiedźma jest. Była na stołówce, znowu razem ze swoim młodszym bratem. Koji podszedł do ich stolika i ostentacyjnie usiadł na wolnym krześle między rodzeństwem.
- Miała być kolacja – powiedział bez przywitania, na co Akane zgromiła go wzrokiem. Nic sobie z tego nie zrobił, ojej, jak mu przykro. – Nawet mi nie powiedziałaś o wynikach!
- To skąd wiesz, geniuszu? – prychnęła.
- Mam zrobić interpretację obrazu i notkę o tobie – uświadomił ją. Niezbyt się ucieszyła. – No przykro mi, jednak się dowiedziałem. Idziemy dzisiaj na kolację. O osiemnastej w Angel’s Cofee. Nie przyjmuję odmowy, dziękuję. Na razie. – Wstał, posyłając jej przesłodzony uśmieszek.
- Hej, Kawamura, czekaj! – Także wstała i szybko chwyciła go pod rękę. Odwrócił się do niej.
- Co znowu? Może mi powiesz, że – ojej, co za przypadek – nie masz dzisiaj czasu? – sarknął.
- Nie, ojej, jednak magicznie go znajdę – odpowiedziała mu tym samym tonem. – Tylko po pierwsze, o dwudziestej najwcześniej, po drugie, nie powiedziałam ci, bo nie dałeś mi swojego numeru, durniu, a nie będę za tobą latać po całym budynku – oznajmiła mu oschle. 
- Daj komórkę – wyciągnął rękę, na co Akane spojrzała na niego podejrzliwie. – No daj, wpiszę ci swój numer – przewrócił oczami. Kobieta w końcu zdecydowała się podać mu swoją komórkę. Dostała ją chwilę potem. – Jakby co to dzwoń – mruknął i wyszedł. 
- Mówiłaś, że nie masz chłopaka – usłyszała Azumę i momentalnie się odwróciła. 
- To nie jest mój chłopak! – odparła, siadając na krześle.
- Przecież idziecie na kolację.
- Z obowiązku.
- Musicie się umawiać? – zdziwił się chłopiec.
- Nie! Nieważne. Za dużo myślisz, jedz – nakazała mu.
- Chodźmy na lody – zaproponował Azuma nagle.
- Zwariowałeś? – Popatrzyła na niego jak na ostatniego idiotę. – Nie wystarczy ci ten mróz na dworze? 
- No proszę cię! – marudził. – Czemu nie?
- Znowu się rozchorujesz – odparła. – Pamiętasz jak w zeszłym roku byłeś chory na ferie zimowe? 
- No taaak, ale tym razem będzie spoko! – zapewnił ją z wesołym uśmiechem.
- Nie ma mowy, tata będzie zły – zakończyła ich rozmowę.

Mashiro i Akira siedzieli w barze, do którego często przychodzili i rozmawiali. To znaczy, głównie Kawamura mu opowiadała o tym, jak była chora. Chłopak słuchał uważnie, ale nawet nie ukrywał swojego rozbawienia ich dziecinnością. Zachowują się jakby się pierwszy raz w życiu zakochali. Na litość boską, nie są już przecież licealistami! I jeszcze bawią się w jakieś podchody jak dzieci.
- Wiesz co, mam pomysł – zadeklarował. Mashiro spojrzała na niego ciekawie. – Jak ja go wezmę w obroty, to od razu do ciebie poleci. Co ty na to?
- Nie żartuj sobie! – wydymała policzki.
- No co, chcę ci pomóc – parsknął śmiechem. – Wątpisz w skuteczność moich metod? – uniósł brwi, wyczekując jej reakcji.
- Nie, co do tego to ja nie mam najmniejszych wątpliwości, naprawdę – zapewniła. – Ale właśnie dlatego lepiej nie wprowadzaj swoich planów w życie. Zamiast tego może znajdź sobie kogoś? – zaproponowała mu.
- Jak mi kogoś znajdziesz, to spoko – wyszczerzył się. – Dopóki nikogo takiego nie spotkam, będę cię dręczył. – Roześmiał się diabelsko. 
- Demon – mruknęła Mashiro, odsuwając się od niego nieco. 
- Ej, mówiłem ci już, jestem przemiłym facetem! – obruszył się teatralnie. – Ale tak serio, weź coś zrób, bo uszy mnie bolą, jak słyszę te twoje historie z nim. 
- Jeśliś taki mądry, to powiedz mi, jak – prychnęła Mashiro.
- Porozmawiaj z nim? Umówcie się? Co w tym takiego trudnego? – jęknął. – No błagam cię, jesteście dorośli!
- Łatwo ci mówić – burknęła. – No ale okej, coś zrobię. 
- Masz moje błogosławieństwo. 

Makoto siedział na łóżku w pokoju Kojiego, patrząc na niego, jakby był idiotą. No dobra, on był idiotą, to nie podlega żadnym dyskusjom, ale to, co teraz wyprawiał, to w ogóle było dla Makoto niezrozumiałe. Akurat kiedy w końcu zabrał się za profilaktyczne sprzątanie mieszkania (bo w końcu sobota), ten idiota wpadł mu do domu i powiedział, że koniecznie potrzebuje pomocy. Minę miał, jakby mi meteor do pokoju wpadł, więc rzucił wszystko, wziął Haru i poszli do mieszkania Kojiego, gdzie okazało, że… nie wie, w co się ubrać na nie-randkę z Akane. Wywalał ze swojej bezdennej szafy na łóżko kolejne części garderoby, czym tylko coraz bardziej przerażał Makoto. Haru z kolei oglądał w salonie telewizję, więc ani trochę nie obchodziły go problemy wujka. Doraemon ważniejszy.
- Które wziąć? – zapytał z depresją w głosie Kawamura.
- Jezu, nie wiem! Za dużo masz tu tych szmat – stwierdził Makoto. To była prawda! No bo jaki facet ma tyle ciuchów? I jeszcze nie potrafi wybrać! – Weź cokolwiek, skoro to nie randka.
- Ale idę z Akane! Nie chcę, żeby mnie wyśmiała – powiedział. – Muszę wyglądać tak, jakby mi nie zależało, ale jednocześnie dobrze, a nie jak jakiś flejuch.
- Błagam cię, Akane i tak cię wyśmieje.
- Spierdalaj – fuknął na niego obrażony. – No dalej, pomóż mi wybrać! 
- Dobra… - Makoto skapitulował i zaczął przeglądać te wszystkie ciuchy, jednak po chwili stwierdził, że po prostu walnie mu pierwsze lepsze ubrania, które do siebie jakoś pasują i będzie okej. Oczywiście, bardzo długo się nad tym zastanawiał, co by Koji znowu mu nie zarzucił, że się nie stara. Koniec końców przystali na zwykłe jeansy, koszulkę z jakimś napisem i marynarkę, której rękawy Koji zakasał. – Nie można tak było od razu? – westchnął Makoto. – Po co wy się w ogóle spotykacie? – uniósł jedną brew. Oczywiście, podejrzewał, że kumpel się po prostu zabujał (mógłby sobie w końcu znaleźć dziewczynę na stałe, a nie tylko jakieś idiotki sprasza do łóżka), ale za każdym razem, kiedy go o to pytał, Koji zaprzeczał, podając za argumenty jakieś ich kłótnie. No rany, wszyscy się kłócą – życie, nie?
- No to jest moja nagroda za to ślęczenie na stołku po kilka godzin dziennie! – odparł. – Wygrała konkurs dzięki mnie!
- Niech ci będzie… - Postanowił nie wdawać się z nim w dyskusje. Chętnie by mu powiedział, że Akane równie dobrze mogła kogoś innego poprosić o zostanie jej modelem i pewnie też wygrałaby konkurs, ale chyba lepiej będzie, jak go nie zdołuje przed tą nie-randką. Potem sobie z niego pożartuje. – Spadaj już, bo się spóźnisz. A ja chcę w końcu posprzątać w domu.
- Jasne, nie udawaj, że ci się chce – parsknął śmiechem Koji. Przejrzał się w lustrze, poprawił włosy i popryskał się wodą kolońską. – No ale dobra, jak ci się tak pali do sprzątania, to możesz już iść. 
- Dziękuję za pozwolenie – sarknął Makoto. – Haru, chodź, wracamy – zawołał do swojego syna. Ten niechętnie, ale zszedł z kanapy i podszedł do taty, który stał już w przedsionku. I w momencie, kiedy ubierali buty, do mieszkania weszła Mashiro.
- O, cześć wam – uśmiechnęła się do nich wesoło. – Jakaś męska narada była? 
- Taaak. A dokładniej: w co Koji ma się ubrać na nie-randkę – westchnął ciężko. – Gorzej niż kobiety, serio.
- Ej. – Walnęła go z łokcia. – Nie wszyscy mają takie problemy, wiesz! – naburmuszyła się.
- Aha, jasne, wmawiaj sobie – rzucił zaczepnie Makoto. 
- Skoro Mashiro wróciła, to może zostaniecie? – zaproponował Koji. – Mam na DVD „Krainę Lodu” i popcorn, więc możecie sobie urządzić jakiś maraton bajkowo-filmowy czy coś. I nie pierdol, że musisz sprzątać – dodał na koniec, przez co Makoto zdzielił go po łbie.
- Nie przeklinaj przy Haru – upomniał go.
- Dobra, sorry. To co? – zapytał, jednocześnie posyłając siostrze ukradkowy uśmieszek. Robi to specjalnie dla niej, niech mu pada do stóp!
- Tak, tak! – odezwał się Haru. – Tato, zostańmy! – popatrzył na niego szczenięcym wzrokiem. 
- No okej… O ile Mashiro nie ma nic przeciwko – powiedział.
- Mashiro~ Prawda, że nie masz nic przeciwko? – Tym razem na nią skierował swoje duże ciemne oczka, którym nie sposób było odmówić.
- Oczywiście, że nie! – odpowiedziała od razu. No kto by miał coś przeciwko wieczorowi w towarzystwie tak uroczego szkraba! No i Makoto, oczywiście. 
- No to zostajemy – Yamamoto uśmiechnął się ciepło do syna, a się do niego przytulił w podziękowaniu. 
- Okej, to ja spadam, na razie – machnął im ręką i otworzył drzwi, po czym został przez nie wypchnięty kopniakiem Makoto. – Co ty robisz?! Ubrania mi zabrudzisz! – Zaczął gorączkowo sprawdzać, gdzie mu zostawił syf z butów.
- Jestem w samych skarpetkach, bałwanie – uświadomił go kumpel. – To był kopniak na szczęście. 
- Dzięki – fuknął na niego i wyszedł.
Był w umówionym miejscu kilka minut przed czasem. Wszedł do restauracji, gdzie kelner wskazał mu zarezerwowany stolik, przy którym czekał na Akane przez następne pół godziny. Powoli coraz bardziej się irytował jej nieobecnością – umówili się, a ona nie przyszła i nawet nie dała mu znać! Specjalnie zapisał jej w telefonie swój numer właśnie w wypadku takiej sytuacji, a ona kompletnie go olała! Obiecał sobie, że jak Akane nie przyjdzie do dziesięciu minut, to wraca. Nie będzie sam siedział w tej restauracji, czekając na nią jak ostatni debil.
Miała szczęście, że zmieściła się w tych kilku minutach, chociaż Koji i tak miał zamiar opieprzyć ją, że się spóźniła. Ale zmienił zdanie, kiedy zobaczył jej minę – wyglądała jakby właśnie wróciła z jakiejś stypy. Nawet na niego nie spojrzała, tylko zawiesiła płaszcz na wieszaku, co go trochę zmartwiło. 
- Coś się stało? – zapytał, uważnie ją obserwując.
- Nie – mruknęła, biorąc do ręki menu. – Wybrałeś już, co chcesz zjeść? – spytała obojętnie.
- Płakałaś – stwierdził, ignorując wszystko, co powiedziała.
- Sherlocku, gdzie twój Watson? – prychnęła. – Zamawiaj, co chcesz. Nie chce mi się spędzać z tobą całego wieczoru.
- Powiesz mi, co się stało czy mam zgadywać? – wpatrywał się w nią uporczywie.
- Matko, daj mi spokój. To nie twoja sprawa, więc się łaskawie nie wtrącaj – posłała mu wkurzone spojrzenie. Dopiero teraz na niego spojrzała i zobaczyła, jak się wystroił. Parsknęła śmiechem. – A ty coś się tak odstrzelił? – zakpiła, na co Koji się zarumienił. 
- Zawsze tak wyglądam! – obruszył się. 
- Jaaaasne – Akane zachichotała pod nosem. – To co chcesz? 
Koji przejrzał szybko kartę dań i wybrał kilka najdroższych, nawet nie patrząc, z czego się składają i czy na pewno będą mu smakować. Kogo to obchodzi! Ważne, żeby Akane zapłaciła jak najwięcej.
W czasie kolacji nie zapytał jej o nic. Stwierdził, że nie ma sensu na siłę próbować jej pomóc, jeśli ona ma go gdzieś. Nie jest jej przyjacielem, żeby za wszelką cenę chcieć się wtrącić do życia Akane. Tak więc gadali o mało ważnych sprawach, ciągle sobie dogryzali albo wręcz kłócili albo po prostu jedli w ciszy. Potem Koji zagadnął ją na temat tego obrazu i kiedy mogliby się umówić na mały wywiadzik. Kiedy już wszystko zjedli, Akane poszła do łazienki.
Strasznie długo jej nie było, ale w sumie Koji aż tak tego nie odczuł. No bo już sobie zjadł, dopijał wino i wszystko spoko. 
…Nie, jednak dwadzieścia minut w łazience to chyba przesada, nawet jak na kobietę. Zaczął się już zastanawiać, czy ona się w tym kiblu nie utopiła. No bo wiadomo, shit happens. Z nudów zaczął rozglądać się po sali – nic ciekawego na niej nie było. Same pary, najczęściej już w średnim wieku. No bo jakiego nastolatka, albo tym bardziej studenta stać na kolację w tak drogiej restauracji? Na pewno nie jego. Ale kiedyś będzie bogaty i takie restauracje będą dla niego chlebem powszednim. Zerknął w końcu na wieszak w kącie pomieszczenia, niedaleko ich stoliku i zauważył jedną niepokojącą rzecz. Nie było tam płaszcza Akane!
- Co za… - warknął do siebie i wyjął telefon, by do niej zadzwonić, po czym przypomniał sobie, że nie ma jej numeru. Zabije ją! Zabije, zakopie, odkopie, jeszcze raz zabije i znowu zakopie! 
Zawołał kelnera, by dał mu rachunek. Może ma przy sobie wystarczająco dużo kasy… 
…Ta, marzenie ściętej głowy. Kiedy zobaczył ten rachunek, mina mu zrzedła i pobladł. 8865 jenów!? (Prawie 270 złotych – przyp. autorki)
Jęknął męczeńsko. Będzie musiał zadzwonić po Makoto. Mashiro go zabije, ale nie ma innego wyjścia, no! Nie miał zamiaru iść za kratki za nie zapłacenie rachunku. Po cholerę on brał te wszystkie drogie dania – nie warto być złośliwym, to się potem mści na człowieku.
Wybrał numer do kumpla.
- No co tam, Koji? – zapytał.
- Przyjacielu mój najdroższy, poratuj z opresji! – zawołał do niego niemalże gloryfikacyjnie. – Ta menda mnie zostawiła z rachunkiem, a ja nie mam przy sobie kasy i tego… no wiesz. Błagam, pomóż – jęknął.
- Debil – stwierdził dobitnie Makoto. – Dlaczego, do cholery, ja zawszę muszę ratować ci dupę?
- Czyli przyjedziesz? – zapytał z nadzieją.
- A mam wybór? – westchnął. – Powiedz mi, gdzie dokładnie jest ta restauracja.

W czasie, kiedy Koji spędzał swój jakże uroczy wieczorek z Akane, Makoto, Mashiro i Haru wspólnie oglądali „W Krainie Lodu” Disneya, zajadając się popcornem. Wszyscy wspólnie uznali, że najbardziej lubią Olafa oraz że Hans jest skurwielem, jak to zgrabnie określił Makoto. Oczywiście powiedział to cicho i bardziej do siebie, ale Mashiro bez problemu to usłyszała i nawet się z nim zgodziła. No bo to prawda! Od początku wiedziała, że coś z nim jest nie tak – jakiś taki dziwnie idealny był, nawet jak na bajkę.
Haru, który siedział między nimi, pod koniec filmu zaczął już przysypiać i w efekcie wylądował na kolanach dziewczyny, która patrzyła na niego z czułością. On był tak uroczy, że naprawdę trudno było jej się nie rozczulić. Pogłaskała go po tego bujnej czarnej czuprynie. Makoto tymczasem przyglądał się im z ciepłym uśmiechem. 
- Przydałby ci się taki szkrab – stwierdził wesoło.
- Mówisz? – zaśmiała się wdzięcznie. – Aż tak dobrze razem wyglądamy? – zapytała, patrząc na niego ciekawie.
- No, całkiem nieźle. – Przytaknął jej. – Zresztą, Haru cię bardzo lubi. Przywiązał się do ciebie.
- Pewnie ciężko mu bez mamy – mruknęła Mashiro i dopiero potem zdała sobie sprawę, że powiedziała to na głos. – Przepraszam, nie chciałam!
- Spokojnie, nic się nie stało – odparł od razu Makoto. – Przecież to prawda. – Oparł się i odchylił głowę do tyłu, spoglądając na sufit. – Jedyna rzecz, której nie mogę mu dać, to miłości mamy. Nigdy nic nie mówi, ale wiem, że mu jej brakuje. Mnie też – szepnął cicho.
- Wiesz, zawsze jest szansa, że spotkasz kobietę, która pokocha nie tylko ciebie, ale i Haru – uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. – Nie zastąpi mu to jego prawdziwej mamy, ale da mu chociaż namiastkę tej miłości. Chociaż to Haru musi zadecydować, czy zdoła zaakceptować jakąś kobietę jako swoją drugą matkę.
- Zrobiłbym wszystko, żeby znaleźć taką dziewczynę – wyznał. – No ale to nie takie proste. Zresztą, ja ledwo wyrabiam z pracą i opieką nad Haru, a co dopiero mieć dziewczynę. Pewnie rzuciłaby mnie po kilku miesiącach – zaśmiał się nerwowo. 
- Ej, nie wszystkie kobiety są wredne i egoistyczne! Niektóre są cierpliwe i wyrozumiałe, wiesz?
- Jak znajdziesz taką to daj mi znać – zaśmiał się Makoto.
- A może ta dziewczyna jest bliżej niż sądzisz? – Popatrzyli na siebie. Przez dość długą chwilę nie mógł oderwać od niej oczu. Przyłapał się na chęci pocałowania jej, jednak, o dziwo, nie przeszkadzało mu to tak bardzo jak wcześniej. 
- Słuchaj, Mashiro…
Zadzwonił mu telefon. W takim momencie. No właściwie to on się trochę cieszył, jeszcze chwila i powiedziałby coś głupiego albo gorzej – pocałowałby ją. Matko, serio, musi się zacząć kontrolować, bo nic dobrego z tego nie wyjdzie.
- No co tam, Koji? – brakowało Mashiro usłyszała imię swojego durnego brata i dalej nie słuchała. No co za głupek! Tak mało! Tak mało! A on to wszystko zniszczył…

~*~

Złapała mnie tak jakby wena na obyczjaówki-romanse, więc może uda mi się coś w miarę szybko napisać xd No ale szkoła znowu się zaczyna... Czas śmierci bliski ;-;
Piszcie w komentarzach, co myślicie - hejty na mnie też, bo wiem, okropna jestem :c xD 

Obserwatorzy