Dedykacja

Cały ten blog dedykuję Soli :3
Gdyby nie ona, pewnie zakończyłabym pisanie tego na pierwszym rozdziale :)

Tablica ogłoszeń

1. Rozdziały pojawiają się nieregularnie.
2. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję :3
3. Bardzo proszę nie nominować mnie do żadnych klepanek - jestem za to wdzięczna, ale leń się odzywa i nie pozwala tego wszystkiego wypełniać xp
4. Wszystkie komentarze nie związane z rozdziałem/blogiem, proszę dodawać do zakładki SPAM.
5. Opowiadanie, które tutaj publikuję jest moją autorską pracą, dlatego proszę nie kopiować bez mojej zgody.
6. Nie jest to żaden fanfick.
7. Żadna z pojawiających się tutaj grafik nie należy do mnie.
8. Autorem cytatu w nagłówku jest Masashi Kishimoto.

Masz pytanie?

Chcesz mnie zapytać o coś dotyczącego bloga lub mnie samej?
W takim razie koniecznie odwiedź mojego aska!
http://ask.fm/Ushiox

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 14. - Koji - mistrz niecnych planów

Tak, minął miesiąc od ostatniej notki.
Tak, jestem okropna.
Tak, jestem leniem.
Nie, nie obiecuję, że to się nie powtórzy xDDD 
Ale ważne, że rozdział jest, nie? :3
Dzisiaj MakoMashi - nie wiem, czy wy czekacie, aż się zejdą, ale ja tak. Strasznie się tego nie mogę doczekać xD Tak samo Koji i Akane, Tsubasa i Sora... I ktoś jeszcze C:
Whatever xD
Miłego czytania~ 

~*~

Mashiro siedziała właśnie w pokoju Akiry i wyżalała mu się ze łzami w oczach, a ten z cierpiętniczą miną wysłuchiwał, jak przyjaciółka już po raz setny opowiada, jaki to Makoto jest okropny i ślepy. I w ogóle taki zły. Już miał tego po dziurki w nosie – no do cholery jasnej, jak można tak jęczeć, bo facet poszedł na randkę!
- Mashiro, błagam cię, skończ, bo ci przypierdolę – powiedział zrezygnowany. – Nic się nie stało! Przecież sama mówiłaś, że obiecał kolegom, pewnie go zmusili czy coś.
- Nie wyglądał na niezadowolonego! – burknęła.
- I co z tego?! Rany, kobieto, weź przestań! To, że poszedł na goukon kompletnie nic nie znaczy!
- Jak to: nie?! To bardzo dużo znaczy! – Akira przewrócił oczami. 
- Co dokładnie, twoim zdaniem? – uniósł brwi.
- No że szuka dziewczyny! – powiedziała ze zgrozą, po czym zamilkła. – Nie, to chyba jednak dobrze.
- No widzisz! Mówiłem, że to nic! – odparł uradowany. W końcu wróciła do swojego normalnej siebie. Czasami włączał jej się tryb „stujedenprocentowej kobiety”, której Akira nie cierpiał – ale wytrzymywał specjalnie dla niej! Niech się cieszy, że jeszcze naprawdę jej nie przywalił, bo parę razy był naprawdę blisko. – No to teraz Mashiro obieca mi, że już nigdy nie będzie tak jęczeć w moim pokoju, domu i w ogóle na tym świecie, a już na pewno nie przy mnie – uśmiechnął się nader przyjaźnie.
- Nie – wystawiła mu język rozbawiona. Już dawno przestała liczyć, który raz próbuje wymusić na niej tę obietnicę.
- Mashiro! – teraz to on zaczął jęczeć, na co dziewczyna się roześmiała.
- Nie-e~ - powiedziała śpiewnie.
- No weź! Nie dbasz o moje zdrowie psychiczne?! – zarzucił jej.
- Nie – teraz to ona uśmiechnęła się do niego w wyjątkowo przesłodzony sposób. 
Akira już miał jej wygarnąć, jaką to jest okropną przyjaciółką i że nie zasługuje na niego, bo on jest wspaniały, wyrozumiały, a ona nie, kiedy drzwi do pokoju się uchyliły. Para zobaczyła niską kobietę z przemiłym uśmiechem na twarzy.
- Dzień dobry – przywitała się Mashiro.
- Dzień dobry, dzień dobry. Widzę, że jak zawsze jesteście w dobrym humorze – zaśmiała się kobieta.
- Mamo, czy ja wyglądam, jakbym był w dobrym humorze? – Akira spojrzał na rodzicielkę z naburmuszoną miną.
- Och przestań, kobiety potrzebują kogoś, komu mogą się wyżalić. Ciesz się, że Mashiro ci ufa! – stwierdziła.
- No błagam! Ty też!? Dziękuję za wsparcie, mamo! – wydymał usta.
- Ależ nie ma za co, kochanie – kobieta pogłaskała go po głowie. – Tylko nie doprowadź go do depresji – zwróciła się do Mashiro żartobliwie, na co ona posłusznie zasalutowała. – Jesteście głodni? – zapytała jeszcze, zanim wyszła.
- Nie, nie – odparła od razu dziewczyna. – Ja i tak muszę już iść. 
- Już? – zdziwił się Akira. – Nie mamy dzisiaj zajęć.
- Tak, ale przypominam ci, że nasz kochany profesor Uehara zapowiedział nam test – uśmiechnęła się krzywo, a chłopakowi od razu zrzedła mina.
- To wszystko przez to, że życzyłaś mu złamania nogi! – wybuchnął. – Jezu, znowu się nie wyśpię… - jęknął załamany.
- Nie moja wina – burknęła niby obrażona Mashiro. 
- Ta, wmawiaj sobie – wystawił jej chamsko język, jak małe dziecko. 
- A spadaj – zaśmiała się. – Na razie – wyszła za mamą Akiry, która odprowadziła dziewczynę do drzwi (przy okazji mówiła, jaki to jej syn jest niewychowany – jak to tak można nie odprowadzić koleżanki!). Mashiro się pożegnała i poszła do biblioteki, by zdobyć jakieś materiały do nauki, oprócz swoich (dość niechlujnych) notatek. Na szczęście biblioteka akademicka była co najmniej bardzo dobrze zaopatrzona w różnego rodzaju podręczniki czy książki naukowe, a kiedy czegoś brakowało, zawsze mogła iść do miejskiej – tam też mieli tego od groma i jeszcze więcej.
Posiedziała trochę w bibliotece i powybierała parę książek o historii fotografii, po czym skierowała się do recepcji. Dopiero wtedy zauważyła za oknem, że w ciągu niecałej półgodziny zdążyło się rozpadać na całego. …A ona nie miała parasolki.
Podziękowała kobiecie za ladą i z jękiem wyszła na zewnątrz. Wprawdzie pomyślała najpierw, że może lepiej byłoby przeczekać tę ulewę, ale po chwili patrzenia na krople deszczu, uderzające w szyby, straciła wiarę, że to się kiedykolwiek skończy. No więc wyszła i szybkim krokiem skierowała się do domu. To tylko parę minut drogi, tylko parę minut, nic się nie stanie, jak trochę się zmoczy, nie jest przecież z cukru. 
Oczywiście w tym samym momencie, kiedy o tym pomyślała, zaczęło padać jeszcze mocniej, jak w tych wszystkich filmach, kiedy bohater mówi: „Co jeszcze pójdzie nie tak?!”, a tu nagle zaczyna lać. Z tym, że w przypadku Mashiro nie mogło być już chyba gorzej.
I miała nadzieję, że uda jej się wrócić do mieszkania w nie najgorszym stanie, chociaż włosy już jej się skręciły, a po twarzy spływały kolejne krople deszczu. Miała tylko nadzieję, że jej torba nie przemoknie, bo wilgotne książki się jej raczej do niczego nie przydadzą.
Kiedy szła chodnikiem, modliła się, żeby kierowcy byli tak łaskawi zwalniać przy tej wielkiej kałuży, koło której musiała iść. Na razie szło nieźle – Japończycy są przemiłymi ludźmi! – ale oczywiście trafił się jeden idiota, któremu szkoda było minuty na przyhamowanie. Wjechał w kałużę, nie zwalniając i tym samym uraczył Kawamurę dodatkową kąpielą, przez którą była już doszczętnie przemoczona. Nie pozostało na niej suchej nitki. Zaczęła kurwować i wyklinać tą ciotę za kierownicą jak tylko mogła, rzucała bluzgami pod nosem, żałując, że nie może go (bo był to ewidentnie facet!) osobiście zwyzywać wszystkimi znanymi jej obelgami.
Jednak okazało się, że owa ciota zatrzymała się nagle i cofnęła się do Mashiro, na co ona ściągnęła brwi. Co, sumienie go ruszyło?
- Mashiro? – usłyszała znany jej głos, a z samochodu wyszedł Makoto, najwyraźniej zdziwiony. Dopiero teraz zauważyła na tylnym siedzeniu przyklejonego do szyby Haru, który patrzył na przemoczoną dziewczynę z zaciekawieniem. – Matko, przepraszam! – powiedział przestraszony i podbiegł do niej. – Wszystko w porządku?
- A wyglądam w porządku? – sarknęła. Cała dygotała z zimna. Cholera, był już listopad, a ona nie dość, że mokra, to jeszcze w samej bluzie. Na bank będzie chora. 
- No tak – Makoto uśmiechnął się krzywo, po czym zdjął swoją bluzę. – Masz, ubierz się. I wsiadaj – otworzył jej drzwi, po drugiej stronie samochodu. Oczywiście, skorzystała z jego propozycji. 
Usiadła obok niego z przodu, wcześniej opatuliwszy się jego bluzą. Pachniała jego wodą kolońską.
- Ciocia! – wykrzyknął Haru. – Tata nie chciał! Nie gniewaj się na niego – poprosił, patrząc na niego słodkimi oczkami.
- Spokojnie – zaśmiała się wesoło. – Nie gniewam się – zapewniła go, a chłopiec widocznie odetchnął z ulgą. – Ale byłoby dojrzalej nie ochlapywać przechodniów – stwierdziła, dalej uśmiechając się do Haru. Makoto tymczasem zaśmiał się nerwowo. Nie zauważył jej od razu, no! 
- Mówiłem, że to nieładnie – powiedział Haru z dezaprobatą skierowaną w stronę taty.
- Przeprosiłem przecież! – jęknął. Mały zdrajca. Sam się cieszył, kiedy przypadkowo ją oblał. Ale od razu mu się odmieniło, kiedy okazało się, że to Mashiro. – Co mam jeszcze zrobić? Ciasto upiec w ramach przeprosin?
- A umiesz? – zapytała z rozbawieniem.
- No… Zdarzało mi się parę razy piec jakieś Haru do przedszkola – odparł. – Ale żadnych fajerwerków nie było. Za pierwszym razem nawet się rozchorowałem po jego zjedzeniu. Jak ja się cieszyłem, że nie dałem go Haru… Nawet sobie tego nie wyobrażasz. Chociaż ja umierałem w męczarniach. Ale na szczęście nie byłem sam – uśmiechnął się promiennie. – Podtrułem też trochę Kojiego.
Mashiro roześmiała się wesoło. Bez problemu mogła to sobie wyobrazić i była to wizja co najmniej zabawna. Znając jej brata, wymusił potem na Makoto obietnicę zadośćuczynienia, typu kupienie piwa, pizzy, ewentualnie obietnica nie realizowania dalszych podbojów kuchennych. 
- O! Ciasto! Tak! Tak! Tak! Chcę ciasto! – rozentuzjazmował się Haru. – Dawno żadnego nie robiliśmy!
- To może kupimy jakieś? – zaproponował Makoto. Oczywiście, nie chciało mu się żadnego robić. Zresztą, i tak nie ma czasu. 
- Nie – ofuknął się chłopiec. – Chcę zrobić!
- Proszę cię… Wiesz, że nie mam czasu na takie rzeczy – jęknął Yamamoto. 
- Ale cioci chciałeś zrobić! – Haru wydymał policzki.
- To był żart – westchnął.
- Co~? Ja miałam nadzieję na jakieś dobre ciasto domowej roboty… - Mashiro niby się zasmuciła.
- Nie pomagasz – warknął cicho Makoto, na co dziewczyna cicho się zaśmiała. – Nie śmiej się!
- Dobra, pomogę ci – puściła mu oczko, po czym odwróciła się do chłopca. – To może sami zrobimy jakieś pyszne ciasto? – zaproponowała mu. Haru od razu się rozpogodził. – Tylko uprzedzam, że nie jestem dobra w te klocki.
- Okej! – skinął entuzjastycznie głową i przybił sobie piątkę z Kawamurą.
- Chce ci się? – zerknął na nią kątem oka.
- Pewnie – wzruszyła ramionami. – Wszystko lepsze od nauki na testy – dodała.
- Już rozumiem – tym razem to Makoto się zaśmiał.
Kiedy dotarli do mieszkania, Mashiro najpierw chciała od razu oddać Makoto bluzę, ale stwierdziła, że lepiej będzie, jak da mu ją później. Może ją wypierze… 
- Przyjdź do mnie za godzinkę, dobra? – zwróciła się do Haru, jeszcze zanim weszła do swojego mieszkania. – Zrobimy takie ciasto, że tata nie będzie mógł wyjść z zachwytu!
- Dobra – ucieszył się chłopiec.
- Zobaczymy, czy wam to faktycznie tak dobrze wyjdzie – powiedział w żartach. – Ja mam dość wybredne podniebienie, wiecie… 
- Jeszcze będziesz prosił o dokładkę! – starała się przybrać superpoważną minę, ale nie dała rady i uśmiechnęła się szeroko. – Co nie, Haru?
- Tak! Będzie pyszne! – zgodził się z nią.
- Zobaczymy – Makoto uśmiechnął się zawadiacko. – Na razie to ty się idź lepiej przebrać, bo się przeziębisz.
- Spoko, nic mi…a… a… a psik! – kichnęła cicho. 
- Mówiłem – powiedział. – Idź już – klepnął ją po głowie. Musiał przyznać, ze wyglądała uroczo w jego, zdecydowanie za dużej jak na nią, bluzie. Jak dziecko.
- Nie traktuj mnie jak małą dziewczynkę – burknęła, po czym weszła do swojego mieszkania. On otworzył swoje i wpuścił syna pierwszego, nie mogąc przestać się uśmiechać. 

~*~

 Koji siedział na ławce w korytarzu, rozmawiając z kolegą, kiedy zadzwonił jego telefon. Wyjął komórkę z kieszeni spodni i zerknął na wyświetlacz, po czym odebrał.
- No co tam? – zapytał, a w odpowiedzi dostał najpierw kichnięcie, potem kaszlnięcie, aż w końcu usłyszał normalne słowa.
- Kiedy będziesz? Potrzebuję jakichś tabletek – powiedziała Mashiro ochrypłym głosem. 
- Czyli jednak się przeziębiłaś… - westchnął ciężko. – Nie waż się nigdzie ruszać z domu. NIGDZIE. Opatul się wszystkimi kocami, jakie mamy, leż w łóżku i staraj się zasnąć. Posiłki zaraz do ciebie przybędą – oświadczył. Jego ton był megapoważny, Mashiro czuła się, jakby rozmawiała z tatą, a nie bratem. Chociaż… są do siebie podobni.
- Tajes – mruknęła i się wyłączyła. Następnie Koji wybrał numer do Makoto z szatańskim uśmieszkiem na twarzy.
- Nie mam teraz czasu, jestem w pracy – usłyszał od razu po odebraniu przez kumpla telefonu.
- Mashiro jest przez ciebie chora – oznajmił mu, ignorując wcześniejszą wypowiedź Yamamoto. – Idź się nią zająć – nakazał. – Kup Gripex, Ibuprom też się przyda i jakieś syropy na kaszel. A, no i krople do nosa, bo nie jestem pewny, czy mamy. 
- Co? Hej! Ja jestem w pracy! Nie mogę sobie od tak wyjść! – odparł Makoto. Jasne, martwił się o Mashiro, ale urwanie się z pracy to nie to samo, co wagary! 
- Słuchaj, to twoja wina, że Mashiro jest chora, więc weź za to odpowiedzialność! – Utrzymywał tak poważny wyraz twarzy, że można się było przestraszyć. Poważny Koji to nie Koji. – Zamień się z kimś albo wmów im, że strasznie źle się czujesz. Albo że coś z Haru. Cokolwiek.
- …Dobra, coś wymyślę – westchnął Makoto. – Na razie – wyłączył się, a Koji uśmiechnął się do siebie przebiegle. Wszystko idzie pomyślnie~ 
- …Ty się dobrze czujesz? – jego kolega zapytał niepewnie.
- Co? – wrócił na Ziemię. – Tak, tak! Jest zajebiście! Jak dobrze pójdzie, to do mojej rodziny nigdy nie wejdzie nikt podejrzany – dodał śpiewnie.
- A-aha…

Makoto jakoś wkupił się w łaski kolegów z pracy i jeden z nich zgodził się go zastąpić, oczywiście za „drobną opłatą”, jak to nazwał. Mianowicie, Makoto musiał się zobligować do kupienia sporej ilości piwa. No zgodził się – miał inne wyjście?
Po kupieniu potrzebnych leków w aptece, pojechał pod swój blok, a następnie wszedł do mieszkania Mashiro. Od razu pomyślał, że jest strasznie nierozważna – nawet drzwi nie zamknęła! A co, jeśli ktoś by jej do domu wszedł, kiedy ona śpi? Mogłaby być trochę ostrożniejsza, serio.
Dziewczyna ucieszyła się, kiedy usłyszała trzask drzwi. Koji w końcu przyszedł! Mógłby trochę ruszyć dupę (ona prawie umiera), ale dobra, wybaczy mu. Ważne, że już jest…
Albo i nie.
Widząc Makoto z siatką pełną lekarstw i trochę zmartwioną miną, wytrzeszczyła oczy. Ona ma chyba jakieś omamy przez tę gorączkę. No bo czemu niby Makoto miałby do niej przyjść z lekarstwami, kiedy powinien być w pracy?
- Hej – powiedział Yamamoto. – Widzę, że kiepsko z tobą.
- Uhm. – Mashiro naciągnęła na siebie bardziej kołdrę. Zimno było. Nagle poczuła na swoim czole czyjąś dłoń i to na pewno nie była jej dłoń. Otworzyła ponownie oczy i zobaczyła twarz Makoto dosłownie parę centymetrów od swojej. Gdyby nie to, że bolało ją gardło, to pewnie by krzyknęła. – Co ty tu robisz? 
- Koji do mnie zadzwonił. Chyba nie mógł się wyrwać z uczelni.
- Rany. To nie musiał od razu dzwonić po ciebie – jęknęła. No raczej, że nie musiał! Co więcej: to było zbędne. Żadna kobieta nie chciałaby, żeby facet (i to ten, który jej się podoba!) widział ją w piżamie, z szopą na głowie i ogólnie w nie najlepszym stanie. Jejku, jaka żenada. 
- Bardzo dobrze, że zadzwonił. Jak na ciebie patrzę, to mi cię żal – stwierdził. – I masz straszną gorączkę – dodał ze zmartwioną miną. – Dobra. Najpierw jedzenie. Masz ochotę na coś specjalnego? – Mashiro pokręciła przecząco głową. W ogóle nie była głodna ani nie miała apetytu. – Kleik ryżowy może być? Bo zgaduję, że ciężko będzie mi ci wcisnąć cokolwiek do jedzenia – westchnął, a dziewczyna niechętnie przytaknęła. Makoto czuł się właściwie tak, jakby opiekował się Haru. Momentami nawet podobnie z Mashiro reagowali.
Wziął się za robienie kleiku, podczas gdy dziewczyna jeszcze szczelniej opatulała się kołdrą. Raz po raz albo kichała, wydmuchiwała nos w chusteczkę, którą następnie wywalała, gdzie popadnie, albo kaszlała i tym samym zdzierała sobie gardło. Jedno i drugie nie było zbyt przyjemne. Głupi listopad. Nigdy nie lubiła tej pory roku. 
- Usiądź – powiedział Makoto, podchodząc do niej z miską, z której wychodziła para. – Trzymaj, tylko się nie poparz – podał jej ostrożnie naczynie i łyżkę. – Dasz sobie sama radę?
- Mówiłam ci już, żebyś nie traktował mnie jak małą dziewczynkę – mruknęła obrażona. – Poza tym, nie umieram.
- To dobrze – Makoto uśmiechnął się i poczochrał jej włosy. – Pójdę zaparzyć ci herbaty i jak zjesz, weźmiesz lekarstwa, okej?
- Okej… - westchnęła i z małymi oporami zaczęła jeść kleik. W sumie to nawet nie wiedziała, jak smakuje, wszystko, co brała do ust wydawało się jakieś takie jałowe. Ale przynajmniej było jej trochę cieplej.
Makoto przeczytał uważnie ulotki wszystkich lekarstw, zanim podał je Mashiro. Stwierdził, że syrop na kaszel i tabletka na przeziębienie na razie wystarczą. No i krople do nosa.
Wlał wrzątek do dużego kubka, w którym znajdowała się już torebka herbaty, a następnie zaniósł ją Mashiro razem z lekami. Ciągle męczyła się z tym kleikiem, więc wszystko postawił na stoliku obok jej łóżka, a sam usiadł na pufie. 
- Już nie chcę – mruknęła, na co Makoto lekko zadrgały kąciki ust. A jednak dziecko.
- Hej, zjedz trochę więcej – poprosił. – Nie dam ci tabletek na pusty żołądek.
- Ale ja już nie mogę, no! 
- Dobra, zaraz będziesz mogła – zapewnił ją, przysuwając pufa bliżej jej łóżka. Wziął od niej miskę, a następnie nabrał trochę kleiku na łyżkę, podmuchał i przystawił jej do ust. – Leci samolocik – wyszczerzył się.
- Wal się – burknęła i w tym momencie Makoto włożył jej łyżkę do buzi. 
- Wygrałem – powiedział wesoło, kiedy ona przełykała, to co jej przymusowo podał. – No to jeszcze raz~ - znów przystawił jej łyżkę do ust. – Mashiro będzie grzeczną dziewczynką i ładnie zje? – zapytał z niewinnym uśmieszkiem.
- Nie, spadaj – i znowu to samo. Makoto roześmiał się, a dziewczyna się zarumieniła. Już więcej razy mu się nie uda!
- No to co, teraz za mamusię i za tatusia? – postanowił próbować dalej. Tym razem jednak Mashiro się nie odezwała, tylko odwróciła głowę. – Dobra, powiem im, że ich nie kochasz i że nie chciałaś zjeść kleiku dla nich… - Kawamura zerknęła na niego niepewnie. – Noo, dajesz – uśmiechnął się zachęcająco. Mashiro spojrzała na niego obrażona, ale zjadła. – Mamusia załatwiona, teraz tatuś – podał jej kolejną porcję. Tym razem zjadła bez żadnych zastrzeżeń. – I pięknie! Grzeczna z ciebie dziewczynka – poklepał ją po głowie.
- Spadaj. Nie jestem dzieckiem – obruszyła się.
- Tak, tak. Haru mówi mi to samo codziennie – odparł rozbawiony. – Dobra, następna porcja leci. Teraz braciszek… Nie. Jego mamy w dupie, nie? – nagle zmienił zdanie, na co Mashiro zaśmiała się lekko.
- Za niego nic nie zjem.
- No to… nie wiem. Teraz lecimy samolocikami. Jeszcze tylko trzy! – powiedział z poważną miną, jakby dziewczyna miała teraz pobijać jakiś rekord. 
- Dobra, tyle to dam radę. Dajesz tę łyżkę – westchnęła.
- Co ty za herezje gadasz! To nie łyżka, tylko samolocik! – oburzył się Makoto. Mashiro mimowolnie zachichotała. Uroczy jest! Nagle znowu zaczęła kichać. 
- Podasz mi chusteczki? – poprosiła.
- Nie. Najpierw jesz – wyszczerzył się. Mashiro nie miała wyboru i szybko skonsumowała resztę kleiku, bo powoli zaczynało jej cieknąć z nosa. Dopiero po opróżnieniu miski, Makoto się zlitował i podał jej pudełko chusteczek. – Smakowało?
- Jałowe jakieś – zażartowała.
- Nie doceniasz mojej kuchni. Kolejna herezja – odpowiedział jej, po czym parsknął śmiechem. – Co wolisz najpierw: syrop czy tabletkę? – zapytał ją.
- Dajesz tabletkę – mruknęła. Yamamoto podał jej pigułkę, która ona szybko włożyła do ust i popiła wodą, którą już wcześniej sobie przyniosła, a następnie upiła parę łyków gorącej herbaty.
- Trzymaj – Makoto dał jej plastikową miarkę z syropem, który bez zbędnych ceregieli wypiła. – Dobra, jak chcesz, przyniosłem też krople do nosa – powiedział i wstał. – Pójdę po termometr, zaraz będę – wyszedł z pokoju, kiedy dziewczyna położyła się na łóżku. I faktycznie, dużo czasu mu to nie zajęło.
- Skąd ty wiesz, gdzie trzymamy takie rzeczy? – zapytała trochę kąśliwie Mashiro.
- A myślisz, że kto zajmował się twoim braciszkiem przez te pięć lat? – odpowiedział jej pytaniem, a zaraz potem włożył jej delikatnie czubek urządzenia do ucha i czekał, aż w końcu dowie się, jaką ma temperaturę. – Trzydzieści dziewięć stopni… Aleś się, dziewczyno, załatwiła…
- Ty mnie załatwiłeś – burknęła.
- A… no tak – zaśmiał się z zażenowania.
- Zimno mi – jęknęła i skuliła się.
- Już ci przynoszę koc – Makoto skinął głową.
Poszedł do pokoju Kojiego, bo w jego szafie (bardzo dużej, tak swoją drogą – kiedy miał czas, chodził na zakupy; był jednym z niewielu facetów, którzy nie mieli nic przeciwko sklepom odzieżowym) znajdowały się wszystkie koce, prześcieradła, ręczniki i tak dalej. Wziął na razie dwa i zaniósł je Mashiro, ale ciągle było jej zimno, no więc przyniósł jeszcze jeden.
- Lepiej? – zapytał, przykucając przy jej łóżku.
- Jeszcze trochę mi zimno – przyznała. Makoto musiał się poważnie zastanowić, co zrobić, bo żadnych koców już nie zostało… Zaczął sobie przypominać, co w takich momentach robi z Haru. 
…Podnosi i przytula. No Mashiro raczej nie podniesie, nie z tymi wszystkimi kocami i kołdrą, chyba by mu się coś złamało. Nie, co on gada – on by jej nawet z tego łóżka nie wytargał! Kobieta opatulona w trzy koce i kołdrę jest nie do zniesienia. Dosłownie. No ale w sumie przytulić może, a co tam…
- Dobra, to zaraz coś się wymyśli. Ale nie będziesz narzekać, dobra?
- Spoko…
Makoto nachylił się i objął się delikatnie. W sumie ostatnio (czyt. Ostatnie sześć lat) przytulał tylko Haru, więc to było i dla niego całkiem miłe uczucie. 
Mashiro była zdziwiona, ale spodobało jej się to – nie mówi, że nie. Właściwie miała na to nadzieje już jakiś czas. Choroba chyba nie jest jednak aż tak zła.
- Dzięki, już mi cieplej – mruknęła.
- To super – ucieszył się. Poskutkowało! Ale nawet jeśli, nie umiał się jakoś zmusić, żeby ją teraz puścić. Było mu tak dobrze.
Zerknął na Mashiro i zobaczył, że spokojnie sobie śpi. Wyglądała przeuroczo, w szczególności, że była w jego ramionach…
I nagle zdał sobie sprawę, o czym on myśli. Szybko, acz delikatnie ułożył Mashiro na jej łóżku i zakrył ją kołdrą i kocami, po czym wyszedł z pokoju, a następnie z mieszkania. Jednak nie zrobił ani kroku dalej, tylko oparł się o drzwi i zjechał w dół, siadając na progu.
- Co ja wyprawiam? – warknął do siebie.

~*~

No. I tak to wygląda xD
Już niedługo w końcu coś się między nimi stanie - obiecuję xD
A potem będzie akcja, której najbardziej się nie mogę doczekać~ ♥ :D
No... To ja idę się uczyć na ostatni sprawdzian w tym roku xd
Bye~ :3 

6 komentarzy:

  1. No no proszę panią długo pani nie było :)
    Stęskniłem się za panią i pani blogiem <3
    Nie czytałem jeszcze notki ale jak ją przeczytam to nie skomentuję (bo jestę lenię)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Głupi listopad - i w tym momencie przypominam sobie że mam urodziny 17 listopada xD

      Usuń
  2. KURDE USHIO
    miałam skomentować pierwsza nie wyszło ;wwww;
    notka świetna, scenka Makoto i mashiro taka słodka ;u;
    Pisz szybciutko następną :3
    Dużo weny~

    OdpowiedzUsuń
  3. kurde te czekanie mnie wykończy! Ushio proszę dodaj nowy rozdział xD

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Jak mnie tu daaawno nie było z komentarzem.... Ech wybacz mi< robi słodką minkę>
    A teraz takie pytanie...... Kiedy będzie nowy rozdział?! Ja tu czekam i czekam a tu dupa! Proszę Ushio kochana daj znać że żyjesz i nie zapomniałaś o nas!
    No to tyle co do pytań teraz do notki...
    Makoto ty debilu, bo inaczej nazwać cię nie można. Nie wiesz, że nie dyskutuje się z Kojim?! Jeśli mówi iż masz się zająć Mashiro to w podskokach masz biec do niej! A nie jeszcze pracą się tu wykręcać! Rany co za ludzie, po prostu ręce i cycki opadają jak mawia moja kumpela. Uuuu jaka gorąca scenka na samym końcu! Ja chce takich scen więcej! Ale w wykonaniu KojixAkane oraz TsubasaxSora! Błagam nie każ mi czekać na kolejny rozdział bo nie wytrzymam!
    No to tyle jak na razie. Jak tam ci mijają wakacje? Bo mi na razie dobrze, bo z tatą :)
    Życzę ci duuużo weny udanych wakacji i abyś szybko się odezwała w blogosferze ;)
    Kisu ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hm… tak z ciekawości spojrzałam czy skomentowałam w ogóle poprzedni rozdział, no i okazało się, że nie :/ hańba mi :/ no ale to już, od razu się poprawiam, jeszcze raz przepraszam! Myślałam, że skomentowałam… w każdym razie…!
    Akira to widzę zalicza się do grona najlepszych przyjaciół, sądząc po odzywkach xD ale hm, serio by ją uderzył? Znaczy przyjaciele się biją, chyba, ale mimo, że gej… xD dobra nie wnikam, bo to było żartobliwie xD w ogóle to racja, ja też nie cierpię słuchać gadek o miłości od moich koleżanek :P ale niestety, taka rola przyjaciół i tego się nie przeskoczy xD znaczy można przeskoczyć, ale dużo się zaryzykuje :P nawt jego mama jest przeciw niemu… lajf is brutal xD a potem Mashiro oblali kałużą xD boże, okrutne xD i jeszcze Haru był mega z tym upominaniem taty xD a sam się na początku cieszył xD i Makotro go nie wydał <3 potem rozmowa o trującym cieście xD no podziwiam Mashiro, że nawet po usłyszeniu tego wspomnienie miała odwagę chcieć ciasto xD ja bym podziękowała xD no, ale i tak wyszło, że zamiast on jej zrobić to ona zrobiła jemu :P
    Powtórzenie tytułu „Koji – mistrz niecnych planów” XD widać, jak bardzo kocha swoją siostrzyczkę <3 i nie, to nie jest sarkazm, wszakże skoro brat pcha cię w ramiona innego mężczyzny to wiedz, że coś się dzieje xD „Jak dobrze pójdzie, to do mojej rodziny nigdy nie wejdzie nikt podejrzany” <- GENIUSZ, NORMALNIE GENIUSZ XD
    Oooch <3 jak się zajmował Mashiro to to było takie rozkoszne, szczególnie te sytuacje w których zwracał się do niej jak do dziecka :3 leci samolocik i za mamusie, za tatusia <33333 ja się tak zwracałam do młodszego brata xd No i podobało mu się to i nie chciał by kto inny go potem karmił… xD hehe fajnie się nią zajmował, a potem jak objął *_______* tacy powinni być cały czas :D Makoto taki nadopiekuńczy <3 przez takie coś o wiele łatwiej się zakochać <333 nie wiem, co jeszcze napisać xD
    Po prostu kończę i idę opublikować ci bieżący rozdział :D
    Życzę dużo, dużo weny :D
    Trzym się <3 ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy