Dedykacja

Cały ten blog dedykuję Soli :3
Gdyby nie ona, pewnie zakończyłabym pisanie tego na pierwszym rozdziale :)

Tablica ogłoszeń

1. Rozdziały pojawiają się nieregularnie.
2. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję :3
3. Bardzo proszę nie nominować mnie do żadnych klepanek - jestem za to wdzięczna, ale leń się odzywa i nie pozwala tego wszystkiego wypełniać xp
4. Wszystkie komentarze nie związane z rozdziałem/blogiem, proszę dodawać do zakładki SPAM.
5. Opowiadanie, które tutaj publikuję jest moją autorską pracą, dlatego proszę nie kopiować bez mojej zgody.
6. Nie jest to żaden fanfick.
7. Żadna z pojawiających się tutaj grafik nie należy do mnie.
8. Autorem cytatu w nagłówku jest Masashi Kishimoto.

Masz pytanie?

Chcesz mnie zapytać o coś dotyczącego bloga lub mnie samej?
W takim razie koniecznie odwiedź mojego aska!
http://ask.fm/Ushiox

czwartek, 8 maja 2014

Rozdział 13. - Biblioteka

Yahoo~ :3
Napisałam to w jeden dzień - TAK, DZISIAJ XDD
I to przy moim wkuriwającym Wordzie, który zamyka się co chwilę >3< Próbowałam nawet pisać od razu na bloggerze, ale tutaj co chwilę wyłącza mi się cała przeglądarka! Genialnie, prawda? C: Po którymś razie pomyślałam sobie: "Pierdolę, nie robię!", ale stwierdziłam, że już zbyt długo się z tym cholerstwem męczyłam, żeby skończyć w połowie. No i jest xD
Ogólnie przez jedną dramę jest ostatnio bardzo płaczliwa (Boku no Ita Jikan - polecam xd), ale dałam radę i napisałam! Przepraszam, jeśli nie będzie nic śmiesznego ;-;

~*~

Tsubasa wszedł do domu z posępną miną. Jak zawsze. Codziennie robił wszystko, co się da, żeby wrócić jak najpóźniej i nie musieć rozmawiać z rodzicami. Ani nawet patrzeć na nich – właściwie to głównie na ojca, to jego miał już serdecznie dość. Na szczęście chyba nie było go w domu. Mama podeszła do niego ze zmartwioną miną, kiedy usłyszała trzask drzwi, ale on nie uraczył jej nawet zwykłym „Wróciłem” i poszedł na piętro, do swojego pokoju.
- Kolacja już jest gotowa! – zawołała za nim zrezygnowana. Westchnęła jeszcze zanim Tsubasa odpowiedział swoje zwyczajowe:
- Nie jestem głodny! – i zamknął drzwi. 
Usiadł na krześle obrotowym przy swoim biurku i włączył lampkę. Najpierw włączył laptopa i posprawdzał parę portali społecznościowych i inne strony, które go interesowały, po czym puścił sobie swoją playlistę na Youtube. 
- No to teraz rysujemy – uśmiechnął się do siebie. Wyciągnął z szuflady plik kartek, pięć było już prawie gotowych – jeszcze tylko dodać rastry.  Ale do zrobienia miał jeszcze całe dwadzieścia trzy strony, co powoli zaczynało go załamywać. Miał małe wątpliwości co do tego, czy uda mu się to skończyć na czas; w końcu samo zaplanowanie historii, wymyślenie i zaprojektowanie bohaterów, rozmieszczenie kadrów zajęło mu aż cztery dni! Gdyby nie szkoła spokojnie by się wyrobił… Może jutro się urwie? 
Dobry pomysł. To jest zajebisty pomysł! Właściwie dość dawno na nich nie był. Z miesiąc? A wszystko przez Sorę – trzeba to przecież naprawić!
Zaczął kreślić ołówkiem po kartce kreski, które z każdą sekundą coraz bardziej przypominały dane postaci i obiekty, ich otoczenie. Już samo to zajmowało Tsubasie sporo czasu, a musiał je jeszcze poprawić tuszem, a potem dodać cienie… Mimo wszystko był początkujący i wciąż miał zbyt mało doświadczenia. Ale to się z czasem zmieni, szybko zostanie profesjonalistą, wymyśli jakąś dobrą historię, narysuje ją… Oj tak, pójdzie łatwo, jak wygra ten konkurs.
Tsubasie śniło się, że dostaje nagrodę za najlepszego shounena roku. Sięgnął ręką po statuetkę, kiedy usłyszał głos mamy.
- Co ty tu robisz? – rzucił gniewnie, w połowie dalej śniąc.
- Budzę cię. Zaraz spóźnisz się do szkoły – poinformowała go spokojnie mama. W końcu chłopak zrozumiał, że nagroda była tylko snem i na razie nikt jeszcze nie wie o jego talencie. Rzeczywistość jest do dupy.
- A. Spoko. Nie idę dzisiaj – mruknął i znowu ułożył się na biurku, na którym spędził noc. Po chwili poderwał się do góry z przerażeniem wpatrując się w drewniany blat, ale odetchnął zaraz potem. Już się bał, że zasnął sobie na stronie, którą skończył w nocy. Chyba popełniłby jakieś harakiri czy tam inne seppuku za takie coś. Ale na szczęście uważa na swoje prace nawet kiedy jest na wpół przytomny i ledwo ogarnia, co się dzieje.
- Dlaczego? – zapytała mama ze zrezygnowaniem.
- Źle się czuję, może być? – warknął.
- Nie, nie może. Idziesz do szkoły – odparła stanowczo kobieta.
- Nie – ułożył głowę na blacie biurka. 
- Tsubasa! – powiedziała groźnie.
- Nie idę dzisiaj do szkoły. Głowa mnie boli, brzuch mnie boli. Wszystko mnie, kurwa, boli! – ryknął zdenerwowany, odwracając się gwałtownie do mamy. Patrzyła na niego z dezaprobatą i również ze złością. Za nią zauważył tatę, który wydawał się próbować wypalić dziurę w czole syna samym wzrokiem. 
Tsubasa parsknął pod nosem.
- Dobra – warknął. Pozbierał szybko swoje rzeczy i wrzucił je do torby (no, swoje rysunki najpierw ładnie włożył do plastikowej teczki, w której nie miały prawa się pozaginać, a dopiero potem do torby), po czym wyszedł z domu, omijając rodziców. A dobra! Lepiej mu będzie poza domem!
Jednak dopiero, kiedy szedł przez miasto, zdał sobie sprawę, że się wieczorem nie kąpał i całą noc spędził w mundurku. I że wali od niego bliżej niezidentyfikowanym zapachem… Między innymi zapewne potem i papierosami.
Powąchał jeden rękaw i trochę się skrzywił. Do kogo by tu wbić i wpieprzyć mu się pod prysznic… Uśmiechnął się złośliwie pod nosem i wyciągnął komórkę z kieszeni. Siódma trzydzieści. Powinien być jeszcze w domu. Oby był, bo inaczej pożegna się ze swoim oknem w kuchni (już raz tak zrobił i przez to sąsiadka myślała, że jest złodziejem, więc zadzwoniła na policję, miał potem niezły przypał, a ten debil tylko się z niego śmiał).
Wszedł do bloku i ruszył w kierunku schodów, a kiedy znalazł się na pierwszym piętrze, zapukał głośno w drzwi z numerem 3.
- Otwieraj! Potrzebuję się wykąpać! – wrzeszczał. – Ej, Ricky, słyszysz mnie?! Jak nie otworzysz, to ci wejdę do domu oknem! – zagroził. I poskutkowało (albo może nawet nie było potrzebne). Drzwi się otworzyły, a w nich pojawił się wysoki, a na pewno wyższy od Tsubasy, brązowowłosy chłopak o niebieskich oczach. Ricky Takizawa. 
- Boże, musisz się tak wydzierać? – powiedział, karcąc go wzrokiem. – Potem ja, nie ty, mam problemy z sąsiadami.
- Przykro – Tsubasa wzruszył obojętnie ramionami i wepchał mu się do mieszkania. – Idę do łazienki – oznajmił mu, rzucając torbę na sofę. – Daj mi ręcznik – powiedział.
- Nie masz w domu wody czy co? – warknął chłopak, ale wyciągnął z szafki w łazience ręcznik i podał koledze.
- Woda jest, ale nie mam jak z niej korzystać, kiedy ojciec wywala mnie z domu – prychnął.
- Dalej prowadzicie tę głupią wojnę? – klepnął się w czoło. – Ty to jeszcze rozumiem, ale chociaż twój ojciec powinien zachować się dojrzalej – jęknął.
- No widzisz – mruknął. – Spadaj – wywalił go z łazienki.
- Idę do szkoły! Jak skończysz, to zamknij mieszkanie i daj klucze pod doniczkę! – krzyknął.
- Dobra! – odpowiedział. 
Ricky z pochodzenia jest pół Japończykiem, pół Kanadyjczykiem – jego mama jest stewardesą, a tata pilotem, był taki czas, kiedy mieszkał w Ameryce, ale kiedy był jakoś w piątek czy szóstej klasie podstawówki, rodzice stwierdzili, że lepiej będzie, jeśli zamieszkają na stałe w Japonii. Albo raczej – jeśli on zamieszka na stałe w Japonii, bo praktycznie mieszka sam; mama i tata wracają do domu raz na ruski rok, ale już się przyzwyczaił. Był przyjacielem Tsubasy jeszcze z czasów, kiedy brał udział w tym chorym wyścigu szczurów w swojej poprzedniej szkole. Czyli znali się już cztery lata – on był jedną sensowną osobą w całym gimnazjum, a potem liceum. Właściwie to dzięki niemu Tsubasa ogarnął, że nie ma sensu się męczyć – pewnie Ricky nie spodziewał się, że przez to przestanie się odzywać do ojca, a matkę też będzie olewał, ale no cóż. Bywa. 
Kiedy już się odświeżył, poszedł do kuchni i zrobił sobie kanapkę. Jak przystało na Ricky’ego, lodówka była pełna, pieczywo świeże. Tsubasa chyba zacznie się u niego regularnie stołować. Chociaż… przecież i tak już to robi.
Z mieszkania wyszedł dopiero gdy uznał, że jest najedzony. Tak, jak prosił go Ricky, zamknął drzwi, a klucz włożył pod doniczkę przy jego drzwiach, po czym poszedł na miasto. Do szkoły nie miał zamiaru iść, dlatego wybrał – o ironio – bibliotekę miejską. Dziwnie na niego patrzyli, kiedy tam wszedł, pewnie nie wyglądał na takiego, co chętnie chadza w takie miejsca, ale tylko to było względnie ciche i idealne do pracy nad mangą. 
Usiadł przy jednej z ławek, które znajdowały się daleko w tyle, włożył sobie słuchawki do uszu i wziął się za rysowanie. 

Sora wkładała swoje podręczniki do torby, wzdychając cicho. Ten debil znowu nie przyszedł do szkoły.  A już miała nadzieję, że udało jej się go „nawrócić” chociaż trochę. Co on robi ze swoim życiem?
- Sora, idziesz z nami na miasto? – zapytała jedna z jej koleżanek.
- Nie, mam dzisiaj zmianę w bibliotece - uśmiechnęła się przepraszająco, tak jakby to była jej wina.
- Spoko. To do jutra - pomachała jej i poszła z innymi dziewczynami. Z kolei Sora skierowała swoje kroki do biblioteki miejskiej, w której pracowała na pół etatu (fuksem się załapała na tę posadę - wujek jest właścicielem). Kiedy weszła do pomieszczenia, pani Komura - starsza kobieta, która pracowała tam już bardzo długo - przywitała się z nią uprzejmie, dała jej plakietkę i wyszła. Nie było nikogo, więc z nudów, dziewczyna zaczęła chodzić między regałami i oglądać książki. Z każdym kolejnym krokiem w stronę archiwum (mieli osobny pokój na różne dokumenty na samym końcu biblioteki), wydawało jej się, że słyszy jakiś szmer. Poszła więc tam, sprawdzić, co się dzieje. Kiedy zobaczyła Tsubasę, stanęła jak wryta. On nawet jej nie zauważył, bo był zbyt zajęty rysowaniem - był skupiony na maksa, a do tego miał słuchawki w uszach.
Sora patrzyła na niego przez chwilę z lekkim uśmiechem na ustach. Nie mogła uwierzyć, że ten Tsubasa dobrowolnie i z nieprzymuszonej woli wszedł do biblioteki. Jakiś cud normalnie.
Odchrząknęła znacząco, ale i tak jej nie usłyszał, więc podeszła do niego na tyle blisko, by mógł się zorientować, że nie jest sam. Podniósł niechętnie wzrok, a widząc Sorę, skrzywił się lekko, ale wyjął słuchawki z uszu.
- Siema - mruknął.
- Hej... Co ty tu robisz? - spojrzała na niego nieufnie.
- Rysuję, nie widać? - sarknął. - Siedzę tu od rana - zaczął się trochę rozciągać. Wszystko mu ścierpło, ręce go bolały, z środkowego palca prawej dłoni puściła mu się już krew, ale niezbyt się tym przejął.
- Wyglądasz okropnie... - stwierdziła Sora.
- Spadaj! - warknął. Mył się przecież...
- Spałeś w ogóle? Takich worów pod oczami to ja dawno nie widziałam - mruknęła.
- Nie spałem. Szkoda czasu - warknął.
- No jasne... - westchnęła. - Dało ci to coś w ogóle?
- Pewnie, że tak - odparł. - Mam już dwanaście stron! Jeszcze niegotowe, ale są!
- To nie jest przecież nawet połowa! - jęknęła.
- No i co! Jeszcze dwa-trzy dni nie pójdę do szkoły i będzie zajebiście - wzruszył ramionami. - No, może więcej, bo muszę jeszcze rastry dodać i tak dalej.
- Jak chcesz, tylko się nie zdziw, jak oblejesz - mruknęła Sora, na co Tsubasa prychnął wyniośle. - Pokaż, co tam narysowałeś - usiadła koło niego i zaczęła przeglądać to, co zrobił do tej pory. Podobało jej się, i to bardzo. Ale żeby z tego powodu opuszczać szkołę... - Słuchaj, a gdyby ktoś ci pomógł, ile zaoszczędziłbyś czasu?
- Właściwie mógłbym pozwolić, żeby ktoś za mnie zrobił tylko rastry i wykończenia, w stylu wypełnienia niektórych rzeczy na czarno, na przykład włosy - zastanowił się. - No zaoszczędziłbym z dwa dni i mógłbym się bardziej skupić na rysunkach.
- No to co ty na to, żebym ci pomogła? - zaproponowała mu. 
- A wiesz, o co w tym chodzi? - uniósł brwi.
- Nie. Ale szybko się nauczę - zapewniła go.
- Dobra, jeśli chcesz – mruknął. – Ale to jutro albo pojutrze. Bo dzisiaj mam ze sobą tylko ołówki, pióra i tusz.
- Luz, luz. Dostosuję się do ciebie – uśmiechnęła się lekko.
- Przepraszam! – usłyszeli jakiś kobiecy głos. 
- Muszę iść – powiedziała mu i odeszła od niego.

Koji oglądał sobie telewizję w swoim pokoju, kiedy usłyszał donośny głos swojej siostry, wykrzykującej jego imię. Leniwie wstał z łóżka i podszedł do drzwi pomieszczenia, w którym aktualnie znajdowała się jego siostra. Czyli do kibla.
- Co chcesz? – ziewnął.
- Podpaski! – jęknęła. – Gdzie one są?!
- Skąd mam wiedzieć? Nie używam – mruknął urażony.
- Nie ma ich! – powiedziała z rozpaczą dziewczyna. - Weź idź do sklepu po nie!
- No chyba nie - obruszył się. - Nie będę ci latał do sklepu po podpaski! Sama se po nie idź!
- Niby jak, geniuszu!? - warknęła Mashiro. - No proszę cię!
- ...Dobra - burknął i niechętnie wyszedł z domu na ten cholerny mróz. Nigdy nie lubił zimy, bo było zbyt zimno. Zdecydowanie. 
Wszedł do sklepu, porwał dwie paczki podpasek, zapłacił i wyszedł - a przynajmniej taki był jego plan, dopóki nie zobaczył, że była cała półka zapełniona podpaskami czy innymi tamponami. Spojrzał na nie z rozpaczą i zaczął się zastanawiać, czym one się w ogóle różnią. Różnią się? No i których używa Mashiro, bo jakoś nie zwrócił na to uwagi. 
- Boże, niech mi ktoś pomoże - jęknął cicho i rozejrzał się wokoło, szukając kogoś znajomego. I nagle w oczy rzuciła mu się Akane. No, może nie było to spełnienie jego marzeń, ale zawsze coś. - Boże, dziękuję - uśmiechnął się pod nosem i podszedł do dziewczyny, która na jego widok skrzywiła się wymownie. - Cześć. Chodź, pomożesz mi z czymś - pociągnął ją za rękę, nie dając jej nawet nic powiedzieć.
- Co chcesz? - burknęła.
- Które podpaski mam wziąć? - zapytał z powagą w głosie, a Akane roześmiała się. - Serio! Mashiro... To znaczy, moja siostra potrzebuje, a ja się na tym nie znam - jęknął. - Pomożesz czy nie?
- No... Gdyby to było dla ciebie, to nie, ale że chodzi o twoją siostrę, to nie będę wredna - uśmiechnęła się do niego złośliwie.
- A skąd ty znasz Mashiro, co? - mruknął podejrzliwie.
- Nie znam - wzruszyła ramionami, biorąc do ręki dwa opakowania. - Ale to kobieta, solidaryzuję się. Trzymaj - wepchnęła mu je w ręce. - Nie wiem, jakich używa, ale te są uniwersalne. 
- Dzięki - powiedział i już miał iść do kasy, kiedy zobaczył tam innych klientów... - Słuchaj, kupisz to za mnie? - poprosił. - Znaczy, dam ci kasę i w ogóle! Ale ty zapłać. 
Akane spojrzała za niego i parsknęła śmiechem.
- A co będę za to miała? - uniosła brwi.
- Promienny uśmiech Wspaniałego Kojiego? - uśmiechnął się wesoło.
- Zapomnij. Nie potrzebuję do szczęścia twojej krzywej mordy - prychnęła.
- No to nie wiem, zapłacę ci albo coś! - warknął.
- Ile? - zaciekawiła się.
- Tyle, ile kosztują te podpaski - mruknął.
- Plus koszta fatygi, czyli jakieś siedemset jen - uśmiechnęła się niby przyjaźnie. Kojiemu zadrgała brew, ale się zgodził i już po chwili razem wyszli ze sklepu. On przy okazji pozbył się też resztki pieniędzy w swoim portfelu. Chciał sobie też kupić piwo... 
Szli tak koło siebie parę minut, kiedy Akane w końcu się do niego odezwała.
- Co jest, śledzisz mnie? - Akane uniosła jedną brew.
- Niby po co miałbym to robisz? - spojrzał na nią z politowaniem.
- Idziesz za mną!
- Nie idę!
- Nie, wcale.
- Idę tędy do mojego domu! - warknął zniecierpliwiony.
- To gdzie ty w ogóle mieszkasz? - spojrzała na niego.
- Nie myślisz chyba, że ci powiem - prychnął Koji. - Jeszcze tego brakowało, żebyś mi truła dupę nawet w moim własnym mieszkaniu.
- Nigdy bym do ciebie nie przyszła, ułomie! Nie chodzę do burdeli.
- Mieszkam z siostrą, idiotko - burknął. 
- To gdzie dokładnie mieszkasz? - ponowiła po chwili swoje pytanie. Koji w końcu jej odpowiedział, ale to tylko i wyłącznie dlatego, że nie miał ochoty się wkurzać. - Co!? Mieszkasz na tej samej ulicy, co ja?! - oboje mieli wytrzeszczone oczy. 
- Muszę się przeprowadzić... - powiedzieli zgodnie.

Makoto zapukał do drzwi mieszkania obok jego. Tak jak się spodziewał, otworzyła mu Mashiro.
- Cześć, mam sprawę – powiedział od razu.
- No? Słucham – uśmiechnęła się i spojrzała na niego ciekawie.
- Obiecałem kolegom z pracy, że dzisiaj z nimi wyjdę, a nie mam z kim zostawić Haru, więc… - spojrzał na nią pytająco. – Zajęłabyś się nim? – poprosił.
- Jasne – zgodziła się wesoło. – Idź i baw się dobrze.
- Dzięki – widocznie odetchnął z ulgą.
- To jakaś impreza z firmy? – zapytała.
- Nie. To raczej… yyy… goukon  - Makoto uśmiechnął się krzywo. No właściwie to go trochę przymusili…
- Aha… - mruknęła Mashiro. Od razu straciła cały dobry humor. – No to baw się dobrze – powtórzyła, siląc się na uśmiech. 
- Dzięki. Haru jest w swoim pokoju – poinformował ją. – Na razie – mrugnął do niej i poszedł sobie.
Dokładnie w tym samym momencie, Mashiro zaczęła go wyzywać od idiotów i debili. Tak jakoś, z bliżej nieokreślonych powodów, zachciało jej się go walnąć albo zrobić coś jeszcze lepszego. No jak tak można zostawiać dziecko, które cały dzień czeka na tatę i iść sobie na jakąś grupową randkę! Okropny jest!

~*~

I to tyle na dzisiaj xd
Wiem, że rozdział nie jest zbyt długi, ale już po prostu wymiękam ;-; Dawno się tak nie wkurzałam...
Nie mogę obiecać, że kolejny rozdział będzie za tydzień, bo najpewniej oddam laptopa do naprawy w najbliższym czasie. Mam go już serdecznie dość i najchętniej wypieprzyłabym go przez okno, ale nie mogę tego zrobić xD
Ach, jeszcze co do Ricky'ego - on też będzie miał swój wątek i za jakiś czas pojawi się w zakładce "Bohaterowie" xd
No to do następnego~! ^^

Edit: Musiałam ten rozdział dodać jeszcze raz, bo wyrazy mi się poprzedzielały i źle się czytało ;-; 

3 komentarze:

  1. No czo za krótki rozdział, no? :< Wszystkie inne aż pozwalały zajebistą długością, a tu taki dajesz, no. Dobra, wiem, że ja daję krótsze. XD Wgl, zobaczyłam mojego bloga z boku i się zastanawiałam czy nie przejść przez jakieś kursy dla hakerów i nie usunąć go.Tzn, fajnie jest wiedzieć, że taki fejm jak Ushio to czyta, ale..., no.

    Wgl, możesz być ze mnie dumna. Wszystko dzisiaj przeczytałam (co z tego, że zaczęłam o 1 w nocy? xD). I chyba nic z tego nie pamiętam. No jak to jest, że gdy na angielski uczę się 150 słówek w 30 min i dostaję 5, a na blogu czytam rozdziały i tylko kojarzę kto z kim będzie? XD

    Ápropos bycia z kimś. Główna para wydaje się... interesująca. xD Ale moimi faworytami są Akane i Koji. Po prostu śmieszni, no. xD Wgl, zrób ich więcej dla mnie. c:

    Oprócz tych ułomów lubię też Tsubase. No, taki fajny chłopak z talentem. Wszystko olewa i się nie uczy. I jak tu go nie kochać? XD

    I jeszcze zostało dwóch: Haru i Hidoyoshi (znany również jako Ciotoyoshi). Oboje mnie rozwalają, ale różnica między nimi jest taka, że jeden pozytywnie, a drugi negatywnie. Tak, Haru to ten fajny. Śmieszny, kochany, szczery- idealny. Tylko czemu taki młody, no? :< I Ciotocośtamdalej, przez którego za każdym razem jak się pojawia, chcę wyłączyć bloga. XD Nie martw się, nie doszło do tego. c:

    Pozdrawiam i za błędy przepraszam, ale pisałam komentarz z telefonu. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. A może by tak porozmawiać?
    mina.fora.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Bam~! W końcu piszę ci komentarz, po miesięcznym opóźnieniu za co od razu przepraszam! Oczywiście nie martw się, u niektórych zalegam znacznie bardziej xD tak to jest, gdy człowiek się opierdziela xD
    Dobra, przechodzę do głównego celu tego komentarza, bo mnie ciągnie do pisania xD
    Tsubasa taki zbuntowany syn xD nic mu nie przeszkodzi w osiągnięciu celu, nawet głód czy szkoła :P ambicja to chyba pociągająca cecha, nie uważasz? :P no dla Sory na pewno, ale do niej zaraz dojdę xD mama Tsubasy strasznie surowa… chyba znaczy nie no w sumie jak na razie nie mam do niej wątów, bo dla rodziców, edukacja dzieci jest najważniejsza. W ogóle w Japonii to chyba kobiety są tymi groźniejszymi rodzicami, chociaż w przypadku ojca wystarczyło tylko groźne spojrzenie xD sam Bazyliszek mógłby mu tego pozazdrościć xD
    Ten Ricky to widać lajtowy chłopak, mieszka sam, użycza koledze mieszkania/prysznicu – fajnie ma, jak jakiś student :D jedyne co, to nie kumam, dlaczego Tsubasa nie zdecydował się dokańczać rysowania w jego domu tylko poszedł do biblioteki? Dobra, ja znam powód, ale nie będę spojlerować :P
    Nawet w bibliotece zdarzają się takie miłe spotkania xD Tsubasa aż ściągnął słuchawki z uszu – kulturalny nie ma co xD potem jak mu zaproponowała pomoc to… nie sądziłam, że się zgodzi :P myślałam, że będzie nie, wszystko mi zepsujesz itd., ale mogą się aby tak do siebie zbliżyć :D :D
    A tak z innej beczki propos rysowania mang to w tym anime co ci kiedyś polecałam – School Rumble – była też scenka z rysowaniem i koleś pozwolił lasce na którą leci wykolorować mu obrazki i wtedy taki zadowolony bo ona mu pomaga i w ogóle, a ona mu mówi, że skończyła, a on zonk, bo tak szybko i się okazało, że wymalowała na czarno całą tą kolumnę z obrazkiem XD wszystko mu zniszczyła, ale leci na nią no to jej wybacza XDDDD
    Dobra, sorry za zboczenie z tematu xD Koji i Akane~ ♥ hehehe, to musi być straszne przeżycie dla faceta, żeby kupować podpaski xD och tak bardzo wstyd xD, a i jeszcze spotkał swojego jakby wroga xD ale na szczęście dziewczyna z dziewczyną w tych trudnych dniach potrafi się zsolidaryzować xD i jeszcze zarobiła na tym 700 yenów xD a potem ta ich rozmowa o śledzeniu, jaka epicka xDD to przeznaczenie jest! xD
    No i ostatnia scena, trochę dołująca dla Mashiro :< aż się jej dziwie, że nagle nie zmieniła planów ja bym zmieniła :P nie dam sobie w kaszę dmuchać :P Makoto jak możesz zaniedbywać dziecko by iść na randkę? No wstyd! Dobra ma do tego prawo… oby mu ta randka nie wyszła xD
    Tyle ode mnie xD czekam z niecierpliwości na następny rozdział :) :*
    Życzę kupę weny i pozdrawiam gorąco :D ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy