Dedykacja

Cały ten blog dedykuję Soli :3
Gdyby nie ona, pewnie zakończyłabym pisanie tego na pierwszym rozdziale :)

Tablica ogłoszeń

1. Rozdziały pojawiają się nieregularnie.
2. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję :3
3. Bardzo proszę nie nominować mnie do żadnych klepanek - jestem za to wdzięczna, ale leń się odzywa i nie pozwala tego wszystkiego wypełniać xp
4. Wszystkie komentarze nie związane z rozdziałem/blogiem, proszę dodawać do zakładki SPAM.
5. Opowiadanie, które tutaj publikuję jest moją autorską pracą, dlatego proszę nie kopiować bez mojej zgody.
6. Nie jest to żaden fanfick.
7. Żadna z pojawiających się tutaj grafik nie należy do mnie.
8. Autorem cytatu w nagłówku jest Masashi Kishimoto.

Masz pytanie?

Chcesz mnie zapytać o coś dotyczącego bloga lub mnie samej?
W takim razie koniecznie odwiedź mojego aska!
http://ask.fm/Ushiox

poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 5. - Obraz

Witam, witam~! :3
Po ostatnich dniach Igrzysk chyba wszyscy mają dobre humory, co? :D
Cztery złote medale - nieźle się nasi spisali ^w^
W każdym razie, ja życzę miłego czytania~! :3

~*~

Była sobota, więc Makoto mógł sobie trochę odetchnąć od pracy i odpocząć. Haru bawił się grzecznie w swoim pokoju – to dziecko było czasami tak kochane, że Makoto zaczynał się zastanawiać, czy na pewno jest jego. No bo on jak był mały… Trudno było go nazwać grzecznym dzieckiem. Co rusz coś rozwalał albo robił jakieś głupie żarty z kolegami albo kolegom. A jak urodził się jego brat, to z nim rozrabiał. Przywilej bycia dzieckiem.
Ktoś zadzwonił do drzwi, więc wstał z kanapy i otworzył. Okazało się, że to Koji.
- Siema – przywitał się. – Słuchaj, nie chcielibyście z Haru wpaść do nas na obiad?
- A co to za okazja? – zdziwił się Makoto.
- Żadna – wzruszył ramionami. – Razem z Mashiro postanowiliśmy coś ugotować i wyszło o wiele więcej niż miało być… Plus, mama nam ostatnio przesłała kupę jedzenia i serio, nie mam pojęcia, jak zmniejszyć tę absurdalną ilość – wyjaśnił. – To co? Pomożesz nam?
- Wiesz, właściwie ratujesz mi dupę, bo mam dzisiaj takiego lenia, że ledwo się z łóżka rano zwlokłem, nie mówiąc o robieniu czegoś do jedzenia – wyznał z uśmiechem.
- No widzisz, jaki jestem wspaniały! – zaśmiał się Koji. – To weź młodego i idziemy.
Makoto nie musiał nawet wołać Haru, bo kiedy tylko usłyszał, że ktoś przyszedł, musiał sprawdzić kto to. Wpatrywał się w Kojiego, jakby chciał zapytać: „A po co przyszedłeś?”. Potem zerknął na tatę dokładnie takim samym spojrzeniem.
- Co ty na to, żeby pójść do wujka na obiad? – zapytał Makoto.
- A będzie ciocia Mashiro? – odpowiedział pytaniem chłopiec.
- No będzie, będzie – poczochrał włosy syna. – A na dodatek ugotowała obiad!
- O, to nie wujek? – zaciekawił się Haru. – Super! – ucieszył się.
- Ranisz mnie, młody – jęknął Koji, a Makoto parsknął śmiechem. To jednak na sto procent jest jego syn. – A ty siedź cicho, zdrajco – warknął do kumpla.
- A czy ja coś mówię?
- Nie i lepiej, żeby tak zostało!
Makoto i Haru ubrali buty, po czym poszli do mieszkania obok. Mashiro siedziała na kanapie, oglądając jakiś talk-show. Na stole wszystko już było przygotowane, brakowało tylko osób do skonsumowania tego wszystkiego. 
- Ciocia super gotuje, nie? – ekscytował się Haru. – Prawda, tato? Prawda?
- No prawda – zaśmiał się Makoto. – Ale nie mów z pełną buzią. 
- To akurat zrobiłem ja – burknął niezadowolony Koji, rozśmieszając tym swoją siostrę.
- Aha… - malec na chwilę przestał jeść. – Całkiem dobre – stwierdził.
Kojiemu niebezpiecznie zadrgała brew i zaczął wydzielać dziwnie mroczną i niebezpieczną aurę, która prawdopodobnie potrafiła zabić, jeśli ktoś by się do niego zbliżył. Z kolei Mashiro i Makoto drżeli z nieudolnie ukrywanego śmiechu. Haru jednak nie przejął się zbytnio żadnym z nich, tylko spokojnie sobie jadł przyrządzone przez ciocię (i wujka) potrawy. 
Potem Kawamura wziął go na przymusowy spacer do sklepu (po piwo, ale co tam), żeby mu dosadnie wytłumaczyć, że jest wspaniałym kucharzem i ma zacząć doceniać jego dania.
Tymczasem Makoto pomógł Mashiro w zmywaniu. Musiał się jej do kuchni wepchnąć siłą, żeby mu na to pozwoliła. Właściwie próbowała go też pogonić szmatką, ale coś średnio jej to wyszło i koniec końców, Makoto tam został. I, jak to bywa, nie obyło się bez wygłupów. Kiedy Yamamoto uznał, że jest zdecydowanie zbyt cicho, ochlapał Mashiro wodą. Miało być lekko, ale skutek trochę minął się z celem. Dziewczyna dostała centralnie w twarz i to dość sporą ilością wody.
Spojrzała na niego groźnie. Makoto myślał tylko o tym, jak by tu ją udobruchać, przez co nie zauważył, że napełnia właśnie szklankę wodą. Nie minęła minuta, kiedy wylała na niego całą jej zawartość. Teraz to on był przemoczony – wyglądał jak jakiś mops.
- Nie ma! To był atak z zaskoczenia! – wydarł się jak dziecko.
- A ty to niby jesteś fair? – wystawiła mu język.
Makoto spojrzał na nią z ukosa, po czym znowu zwinnie ją ochlapał. Tym razem jednak nieco lżej.
No i właśnie w tej sposób rozpoczęli swoją „wojnę”, przez którą cała kuchnia wyglądała jakby przeszedł przez nią wir wodny. Podłoga była mokra, a co za tym idzie – także śliska. Oczywistym było, że któreś z nich w końcu się wywali, jednak dalej bawili się w najlepsze jak małe dzieci.
W jednej chwili Makoto znowu ochlapał Mashiro, ale jednocześnie noga mu się obsunęła, przez co upadł na dziewczynę. Rozległy się krzyki, a zaraz potem głośny trzask i dźwięk rozbijanego szkła. 
- Ała… - jęknął brunet, opierając się na rękach. Dopiero wtedy zauważył, że ma pod sobą Mashiro. Była cała czerwona i widocznie bardzo zakłopotana. Patrzyła mu prosto w oczy, ale on dość szybko odwrócił wzrok. – Eee.. Przepraszam… - burknął i już miał wstać, kiedy do pomieszczenia wszedł Koji z Haru.
- Ej, co wyście tu ro… - zatrzymał się wpół kroku, widząc swoją siostrę i kumpla w dość dwuznacznej pozycji. - …bili… Makoto, co ty wyrabiasz, sieroto pieprzona?! – wrzasnął groźnie. 
- Nie, nie, czekaj, to nie tak! – próbował się tłumaczyć i chciał wstać, ale po raz kolejny się poślizgnął i znów upadł na Mashiro. Poczuł na sobie mordercze spojrzenie, więc szybko się podniósł, tym razem bez żadnych dodatkowych wpadek. – Wiesz, trochę się polaliśmy wodą, poślizgnąłem się i no wiesz… Wyszło tak… - podrapał się w głowę. – Zresztą, czemu ja ci się w ogóle tłumaczę?! – burknął. – To i tak nie twoja sprawa.
- Owszem, moja – prychnął. 
- Nie, braciszku, raczej nie – Mashiro wstała z podłogi i uśmiechnęła się do Kojiego wyjątkowo miło. 
- Tato… - zaczął Haru. – Czyli teraz będę miał siostrzyczkę albo braciszka? – zapytał jak najbardziej poważnie.
Nastąpiła chwila ciszy.
- Nie, Haru – Makoto rozwiał jego nadzieje. – Wiesz… ekhem… robienie dzieci to trochę… yyy… bardziej skomplikowany proces – wyjaśnił, trochę się jąkając, a Mashiro parsknęła śmiechem, podobnie jak Koji.
- To znaczy? – zaciekawił się.
Makoto zamarł na moment. Dlaczego musiał się tak wkopać?!
- To znaczy, że nie zrozumiesz teraz – powiedział. – Porozmawiamy jak będziesz duży.
- Ale ja już jestem duży! – burknął obrażony chłopiec.
- Ale nie na tyle, by rozmawiać na takie tematy – brunet spojrzał na niego groźnie.
- Dobra! Konami mi powie! – ofuknął się.
- No, stary, powodzenia – Koji poklepał go po ramieniu, zaśmiewając się z niego. 
- Spadaj, przychlaście – warknął.
Tymczasem Mashiro patrzyła ukradkiem na Makoto, który właśnie kłócił się z jej bratem w najlepsze. Ciągle nie mogła oprzeć się wrażeniu, że na moment ich usta się zetknęły. Ale to pewnie tylko jej wyobraźnia.

Koji dosłownie biegł na zajęcia – zaspał i był spóźniony już piętnaście minut. A jak na złość, przez przypadek wszedł do złego budynku i się zgubił. Wszyscy byli już w salach, więc nie miał kogo spytać, a jemu naprawdę się śpieszyło. Właśnie teraz mijał mu wykład o Yasunarim Kawabacie – pierwszym noblistą japońskim z dziedziny literatury. Czekał na to dwa tygodnie i akurat dzisiaj musiał zaspać, a na dodatek się zgubić. Po prostu wspaniale. Genialnie. Zakładał, że temat o tym pisarzu obejmuje zaledwie kilka zajęć, a jedne z nich właśnie zbliżały się do końca.
Akurat jedne drzwi się otworzyły, a z nich wyszła wysoka brunetka. Koji od razu ją poznał i skrzywił się, ale postanowił poprosić ją o pomoc. Jeśli chodzi o Kawabatę, to zrobi wszystko.
- Ej, Akane Hayasaki – zawołał za nią, bo poszła w przeciwnym kierunku. Odwróciła się.
- Och, a czy to nie nasz wspaniały Pan Piękny? – zakpiła. – Co się stało, że przyszedłeś na wydział ASP? Chcesz kolejny wywiad?
- ASP? – jęknął. To było po drugiej stronie kampusu! – Dobra, nieważne. Błagam, powiedz mi, jak mogę wrócić na wydział literatury – poprosił, a dziewczyna spojrzała na niego prześmiewczo. – Nie komentuj, tylko pomóż. Właśnie mija mi ważny wykład – burknął.
- Pfft, zgubiłeś się? – parsknęła śmiechem.
- Mówiłem ci, żebyś nie komentowała! – warknął. – Nigdy tu nie byłem! No weź mi powiedz! Czekałem na te zajęcia dwa tygodnie! – jęczał jej.
- Dobra – westchnęła. – Ale chcę coś w zamian – uśmiechnęła się zadziornie.
- Wszystko mi jedno. Szybko! – ponaglał ją, więc Akane wskazała mu właściwą drogę i odprowadziła go kawałek, a potem Koji już biegł. 
Zdążył na drugą połowę wykładu, chociaż nie było to spełnieniem jego marzeń. No ale dobra, przynajmniej paru rzeczy się dowiedział. Był tak skupiony, że o niczym innym już nie myślał. Teraz liczył się tylko i wyłącznie Yasunari Kawabata. 
Dopiero potem uświadomił sobie, że ta głupia panna będzie od niego coś chciała. I już się bał, co to może być. Będzie się nim wysługiwać przez resztę jego życia? Zacznie się nad nim znęcać? Każę zrobić mu jakąś okropną rzecz?
Nie, nie, nie. To ma być przysługa za przysługę. Skoro on nie poprosił ją o nic strasznego ani trudnego, ona nie może czegoś takiego od niego wymagać. Tak. Nie da się tej czarownicy.
Wyszedł na dziedziniec, dzwoniąc wcześniej do siostry, żeby przyniosła mu tam coś do jedzenia i najlepiej trochę kasy, bo rano nie zjadł śniadania ani – tym bardziej – nie przygotował sobie nic do szkoły. No i oczywiście zapomniał portfela, a jakżeby inaczej.
- Jezuuu… Czemu nie nastawiłeś sobie budzika? – westchnęła, patrząc jak Koji pożera jej kanapkę.
- Nastawiłem – odparł. – Ale nie zadzwonił. Chyba – dodał ciszej. 
- Rany, jak ty dawałeś sobie sam radę przez te pięć lat? – jęknęła.
- Dzwoniłem do Makoto – powiedział dumnie, tak jakby miał się czym chwalić.
- Ty jesteś nieźle głupi – podsumowała go, ale nic jej na to nie odpowiedział. Był zbyt zajęty kanapką – jego kolejną wielką miłością. No w końcu była rodzaju żeńskiego. 
- Ej, Kawamura – usłyszeli kobiecy głos niedaleko nich. Oboje spojrzeli na jego właścicielkę w tym samym momencie. Akane.
- Co? – burknął Koji.
- O której kończysz zajęcia? – zapytała go od razu.
- Za trzy godziny – odparł.
- Przyjdź potem na mój wydział – powiedziała. – I lepiej, żebyś nie uciekał – spojrzała na niego groźnie.
- Daj spokój – westchnął, podnosząc się z ławki, by wyrzucić papierek. – Dotrzymuję obietnic.
Dziewczyna nic na to nie odpowiedziała, tylko odeszła. Koji jęknął w myślach – serio się bał, co ona każe mu robić – z kolei Mashiro wpatrywała się w odchodzącą Akane. Śliczna jest. Wysoka, szczupła, z pięknymi, głębokimi oczami, długimi włosami, dzisiaj zaplecionymi w warkocz, o ładnych rysach twarzy – zbyt ładna dla Kojiego.
- O rany, pewnie mam przewalone – jęknął Koji, siadając z powrotem na ławce.
- Widocznie zasłużyłeś – dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Dzięki za wsparcie, siostro! – obruszył się, na co Mashiro wystawiła mu język.
Wtedy też podbiegł do nich chłopak w jaskrawej bluzie. Ciemne włosy odstawały mu od głowy ze wszystkich stron, a na twarzy widniał szeroki uśmiech. Był to Akira Shirosawa, przyjaciel Mashiro.
- Cześć, Koji – powiedział.
- Siema, jak leci? – uścisnęli sobie dłoń.
- Ano dobrze – odparł. – Przyszedłem porwać ci siostrę na zajęcia – dodał.
- Proszę bardzo. Droga wolna. Możesz ją sobie nawet zatrzymać na stałe – zażartował.
- Bo wezmę to na serio – zagroził z uśmiechem.
- Tak jakbym dała się komukolwiek porwać – prychnęła dziewczyna.
- Nawet nie wiesz, jak łatwo byśmy tego wspólnie dokonali – wyszczerzył się Akira.
- Nigdy by się wam to nie udało – powiedziała pewnie.
- Zdziwiłabyś się – zaśmiał się. – No ale mniejsza. Idziemy? Zajęcia nam się za chwilę zaczynają. 
- Okej – wstała z ławki. – Na razie – rzuciła do brata i poszła razem z Akirą. Kiedy się oddalali, Koji widział, jak się ze sobą droczą czy śmieją. Mashiro najwyraźniej lubiła jego towarzystwo.

Z męczeńską miną poszedł na wydział ASP, gdzie Akane już na niego czekała przed szkołą. Kiedy go zobaczyła, uśmiechnęła się zadziornie, co przyprawiło Kojiego o ciarki. Ta kobieta była przerażająca.
- Cześć – burknął.
- Hej – odparła obojętnie. – Chodź – odwróciła się i weszła do budynku. Weszli na drugie piętro, po czym Akane poprowadziła go do wielkiego pomieszczenia, pełnego przeróżnych obrazów oraz białych płyt gipsowych i płócien, jeszcze nie użytych. Pokój był niesamowicie jasny oraz przestronny: z dużych okien pozbawionych zasłon docierały promienie słoneczne, a tę jasność dodatkowo potęgowały białe ściany. Na samym środku znajdowało się krzesło z płótnem i potrzebnymi przyrządami do malowania naprzeciwko oraz drugim krzesłem nieco dalej i ustawionym prostopadle do niego. 
Koji patrzył na to oniemiały.
- I co ja niby mam robić? – zapytał.
- Będziesz robił za modela – powiedziała Akane, siadając na krzesło. Wzięła do ręki ołówek. – No siadaj – wskazała na drugie krzesło.
- Rozumiem, że wybrałaś mnie przez tę wspaniałą urodę i genialność, jaką emanuję? – uśmiechnął się narcystycznie, siadając.
- Nie – odparła od razu. – Akurat się nawinąłeś, to cię wykorzystam. W końcu zrobisz coś pożytecznego – zerknęła na niego i mina jej zrzedła. – Możesz mi powiedzieć, co ty wyprawiasz? – Koji wyginał się w jakichś dziwnych pozach. To znaczy, dziwnych dla niej. Inne dziewczyny uznałyby go teraz pewnie za seksownego albo słodkiego.
- Pozuję – odpowiedział.
- Ja ci powiem, jak masz siedzieć – warknęła, po czym do niego podeszła. Kazała mu usiąść na samej krawędzi stołka, oprzeć się plecami o oparcie i wyprostować nogi. Dodatkowo odchyliła trochę jego głowę, a on splótł ręce z tyłu. – A teraz po prostu pomyśl o czymś miłym i się nie ruszaj.
- O czymś miłym? – ściągnął brwi.
- Dokładnie – skinęła głową. – Na przykład… o jakiejś twojej dziewczynie, siostrze, o Kawabacie – parsknęła śmiechem. – Wszystko mi jedno. Bylebyś się uśmiechał.
- Dobra, czaję – skinął głową. – Ale powiedz mi jeszcze, jaki jest temat tego obrazu?
- Głupota – odparła od razu, co było jak strzała wbita prosto w serce Kojiego. 
Potem już się nie odzywał, tylko myślał o samych fajnych rzeczach. Było ich naprawdę wiele, więc właściwie Akane nie powinna mieć żadnych zastrzeżeń. Raz na jakiś czas na nią zerkał, ale ona nic sobie z tego nie robiła. Wyglądała na naprawdę skupioną.
Najpierw kreśliła szkic ołówkiem, co zajęło jej prawie godzinę. Dopiero potem wzięła do ręki pędzel i paletę, by rozpocząć malować właściwy obraz. Koji nie śmiał się ruszyć choćby na milimetr – miał wrażenie, że jeśliby to zrobił, cała praca Akane poszłaby na marne. Wiedział, że prawdopodobnie się mylił, ale nawet pomimo tego, że był już cały ścierpły i bolał go tyłek, nie zmienił pozycji przez calusieńkie dwie godziny. 
Dopiero kiedy brunetka odłożyła pędzel i wstała ze swojego miejsca, stwierdził, że już może trochę rozprostować kości.
- Kurde, ale mnie dupa boli – jęknął, rozciągając się we wszystkie możliwe sposoby. – I plecy – dodał, na co Akane parsknęła śmiechem.
- Widzę, że kondycja już nie ta, co? – powiedziała zadziornie.
- Jestem od ciebie starszy, więc siedź cicho – burknął niezadowolony.
- I dlatego bolą cię plecy? – zakpiła.
- Może tak – uśmiechnął się z wyższością, nachylając się nieco nad nią. Ach, jak wspaniale jest być wyższym… Normalnie błogosławieństwo. Chociaż Hayasaka też do niskich nie należała. – Tak więc grzecznie się odnoś do starszego kolegi – wystawił jej język. 
- Pfff… Chciałbyś – prychnęła i założyła ręce na piersi. Patrzyła mu w oczy z zacięciem, odchylając nieco głowę do tyłu. Głupi wzrost… 
- O właśnie, pokaż mi, co tam nabazgroliłaś – wyminął ją, ignorując kompletnie jej poprzednie słowa. – Łoł… Całkiem niezłe te bazgroły – stwierdził z wyraźnym podziwem. Wprawdzie jeszcze nie był skończony, ale zapowiadało się na co najmniej zarąbiste dzieło. Podobał mu się jego wyraz twarzy… Zresztą, przecież on cały jest wspaniały!
- To nie są bazgroły, głupku – zgromiła go wzrokiem. 
- Jasne, jasne, przepraszam, że żyję i tak dalej – poklepał ją po głowie, co się jej wyraźnie nie spodobało. Od razu go odepchnęła. – Jutro też mam się tu męczyć? – zapytał, przerzucając sobie torbę przez ramię. 
- No raczej – prychnęła.
- To do jutra – odwrócił się i już na nią nie patrząc, machnął ręką, po czym wyszedł.

~*~

Masz, Tsu, Akira się pojawił xD
Teraz tylko czekaj na Tsubasę xd
Wgl, dziękuję za komentarze ♥ Jesteście kochani :3

3 komentarze:

  1. Ushio słońce ty moje, pomóż, błagam! Miałam zajebiaszczą prezentację o Japonii a mi się usunęła! Czemu mnie ten świat nie lubi??
    Ale mniejsza z moimi problemami! Czas do twojej notki.
    No więc Koji <3 Ja już sobie zaczęłam te jego pozy wyobrażać :D I się śmiać zaczęłam...
    Haru! Dobre tekstu do wujka o jego gotowaniu dajeszz! Rub tak dalej! MakoMashi it's sou sweet.... Mam nadzieje, że ten pocałunek był :P
    Akame and Koji ;3 Te ich kłutnie oraz samo nastawienie na siebie jest takie.. takie... Zajebiaszczo śmieszne!
    No cóż nie wiem co jeszcze napisać, oprócz tego iż czekam z niecierpliwością do następnego poniedziałku :*
    Kisu ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ahahaha, Koji w tym rozdziale to taka trochę ciota, ale co tam... xD Akane zawsze wie, jak człowieka pocieszyć xP
      Pocałunek może był, a może nie ;>
      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam ^___^

      Usuń
  2. No więc, wspólny sąsiedzki obiad, jak miło ze strony STUDENTÓW, że POSTAWILI JEDZENIE sąsiadowi xD zwróć uwagę na wycapslockowane wyrazy xD wiesz, to niby mała rzecz, ale wiesz jak rzadko spotykana na świe… w Polsce? xD nie ważne xD jak Makoto mógł wątpić w więzy krwi z Haru? Czyżby jakieś zwątpienie w wierność swojej eks? xD Haru jako krytyk kulinarny będzie znakomity xD o ile jego ofiarami nie będą kobiety xD w ogóle tak to sobie słodko wyobraziłam, jak Haru skaczę pupą na krześle i chwali danie Mashi, a gdy się dowiaduje, że to wujka to traci entuzjazm xD chyba wiem co planował… chce ich zeswatać, on to czuje wszystko xD
    Scenka w kuchni, lanie się wodą i… upadek xD haha tak słodko, albo i nie tylko, jest w tym podtekst xD leżą na sobie xD obojgu jest mokro i byłoby wszystko epicko, gdyby nie Koji! xD jak on mógł w takim momencie przerwać? No litości, człowieku :P Trochę prywatności nie xD Haru ma całkiem niezłe źródlo informacji – Konami xD takie jego prywatne google xD
    Koji się spóźnia, dlaczego mnie to nie dziwi, taki roztrzepaniec z niego xD dobrze, że mu przynajmniej zależy na dotarciu na wykład, nie jeden miałby to w głębokim poważaniu xD n i był tak zdesperowany, że poprosił o pomoc swoją antyfankę xD no ale ona przynajmniej myśli i nie mówię tu o zastosowaniu szantażu, a orientacji w temacie rozkładu budynku xD chociaż w liceum też się wszyscy zawsze gubili… całe 3 lata… wstyd xD Akira takie podloty do Mashi wykonuje xD ma akceptacje szwagra przynajmniej xD
    No i malowanie xD „Głupota” taki można by powiedzieć dziwny temat no, ale przecież może to symbolizować mężczyzn xD dlaczego by nie xD gorzej jak jej wykładowcą jest facet… albo koleżankami z grupy, fanki Kojiego xD życie może nie być dla niej takie łaskawe xD chociaż, zapewne przez te godzin spędzone razem się do siebie zbliżą :D już czuć między nimi chemie ;D
    Dobra, no to ja spadam na next’a xD
    Pozdrawiam i śle dużo weny :D :*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy