Dedykacja

Cały ten blog dedykuję Soli :3
Gdyby nie ona, pewnie zakończyłabym pisanie tego na pierwszym rozdziale :)

Tablica ogłoszeń

1. Rozdziały pojawiają się nieregularnie.
2. Szablon zrobiła Tsuki, za co jej bardzo dziękuję :3
3. Bardzo proszę nie nominować mnie do żadnych klepanek - jestem za to wdzięczna, ale leń się odzywa i nie pozwala tego wszystkiego wypełniać xp
4. Wszystkie komentarze nie związane z rozdziałem/blogiem, proszę dodawać do zakładki SPAM.
5. Opowiadanie, które tutaj publikuję jest moją autorską pracą, dlatego proszę nie kopiować bez mojej zgody.
6. Nie jest to żaden fanfick.
7. Żadna z pojawiających się tutaj grafik nie należy do mnie.
8. Autorem cytatu w nagłówku jest Masashi Kishimoto.

Masz pytanie?

Chcesz mnie zapytać o coś dotyczącego bloga lub mnie samej?
W takim razie koniecznie odwiedź mojego aska!
http://ask.fm/Ushiox

poniedziałek, 3 marca 2014

Rozdział 7. - Dzień Sportu

No więc tak: Hobbit mnie zabija, fizyka mnie zabija, matma mnie zabija, ale rozdział dodaję xD
Mam nadzieję, że się spodoba xd

~*~

Koji miał problem. A raczej – dwa problemy, które właśnie stały przed nim obok siebie. Były to właściwie dziewczyny, które najwidoczniej miały do niego jakąś niezwykle ważną sprawę. Musiał stłumić w sobie swój instynkt samozachowawczy i nie uciec. Trzeba być czasem dojrzałym… Chyba.
Okazało się, że jego obecna dziewczyna, Misaki dowiedziała się o tym całym wyznaniu i pomyślała, że Koji znowu ma jakąś laskę na boku. Wprawdzie powiedziała kiedyś, że jej to nie przeszkadza, ale ostatnio obiecał jej, że teraz będzie tylko i wyłącznie ona! Tak szybko mu się nudzi jedna kobieta? 
- Możesz mi powiedzieć, co tu się dzieje? – warknęła rozzłoszczona dziewczyna. Była ładną brunetką o średniej długości włosach, związanych w kitkę. 
- No jasne – uśmiechnął się koślawo. – Tylko się uspokójcie. Porozmawiajmy, jak dorośli ludzie. Dobrze? – wydawał się być pogodny, ale pod wpływem zabójczych spojrzeń dziewczyn, skurczył się w sobie. Czy one muszą być takie straszne?!
- Powiedziałeś, że jeśli z nią zerwiesz, to będziesz ze mną! – stwierdziła Megumi.
- Słucham? – zdziwił się. – Źle mnie zrozumiałaś.
- Co powiedziałeś?! – wtrąciła się Misaki.
- Spokojnie – próbował jakoś załagodzić sytuację. – Ja nic takiego nie powiedziałem. Musiałaś mnie źle zrozumieć – spojrzał tym razem na Megumi, ale niewiele to dało. Właściwie to on został wyłączony z rozmowy i musiał wysłuchiwać ich kłótni o niego. Miał wrażenie, że zaraz mu pękną bębenki w uszach – jak można się tak wydzierać w miejscu publicznym?! No do cholery, po kiego się kłócą, skoro mogą spokojnie wysłuchać, co ma do powiedzenia i wszystko rozwiązać pokojowo? 
- Ej – jęknął. – No dajcie spokój… Porozmawiajmy… - próbował jakoś do nich przemówić, ale kompletnie go olały. No więc się fochnął i sobie poszedł: a niech się kłócą! Ma ich w głębokim poważaniu! 
Nawet nie zauważyły, kiedy się od nich oddalił i poszedł sobie na wydział ASP. Wprawdzie miał jeszcze dużo czasu do jego spotkania z Akane, ale czekanie było lepsze niż słuchanie tych wrzasków. Zresztą, miał przecież co robić – nikt się za niego tej historii przecież nie nauczy. A jak już nie będzie mógł tego cholerstwa zdzierżyć, to zawsze ma przy sobie jakąś książkę – tym razem Lśnienie Stephena Kinga. 
Usiadł sobie na swoim zwyczajowym już miejscu i wyjął z torby podręcznik i notatnik, po czym skupił się na kolejnych tematach jednej z epok, którą właśnie przerabiali. W tym pokoju było tak cicho, że naprawdę nie trudno się skoncentrować – nikt nie przeszkadza, nikt nie wchodzi, zupełnie jakby to pomieszczenie było całkowicie odizolowane od reszty świata. Podobało mu się to uczucie.
Nawet nie zauważył, kiedy minęła godzina. Właściwie, Akane powinna już tu dawno być… Ciekawe, co się stało; zwykle to ona czeka na niego, a nie na odwrót. Może jest chora i nie przyjdzie?
Koji poddał się tym wspaniałym marzeniom, w których ta wiedźma wygląda na słodką, bezbronną dziewczynkę, potrzebującą pomocy na każdym kroku. I tak by się do niej nie zbliżył na więcej niż trzy metry, jeszcze by go zaraziła jakimś cholerstwem. No ale chora mogłaby być, miałby wolne popołudnie i nie musiałby się męczyć kolejne dwie-trzy godziny na tym pieprzonym stołku.
(Nie)stety, jego marzenia zostały rozwiane w chwili, gdy w drzwiach pojawiła się Akane. Koji westchnął cicho. Złego diabli nie biorą, co?
- Coś długo ci dzisiaj zeszło – mruknął, znowu wbijając wzrok w książkę. 
- Bo cię szukałam, sieroto – warknęła rozzłoszczona.
- Mnie? – ściągnął brwi, odwracając się do niej. – Niby czemu?
- Żebyś mi czasem nie zwiał – odparła, kierując się do swojego obrazu. Niewiele już brakowało do skończenia go. 
- Jak obiecałem, że to zrobię, to zrobię – burknął. – Nie musisz się martwić.
- Nie o to mi chodziło. Podobno miałeś mały problem z dwiema dziewczynami – spojrzała na niego rozbawiona.
- Skąd wiesz? – jęknął.
- Większość osób tutaj to wie – parsknęła śmiechem. – Zresztą, trudno było was nie słyszeć.
- No ja się tak nie wydzierałem! – obruszył się. – Dlaczego dokładnie każda kobieta, z jaką mam ostatnio do czynienia jest wkurzającą debilką? – warknął do siebie. 
- Każda?
- Każda – skinął głową i dopiero potem zorientował się, że czeka go śmierć męczeńska. – Dobra, może nie każda. Ale lwia część, na pewno. Oczywiście, moja siostra się do tej części nie zalicza – uśmiechnął się promiennie. No dobra, Akane może głupia nie była, ale wkurzająca – a i owszem. Chociaż z drugiej strony, nie mógł powiedzieć, że pała do niej aż taką niechęcią, jak mówił. Mimo wszystko, była całkiem inteligentną i uzdolnioną dziewczyną; w pewnym sensie mu zaimponowała. Ale na pewno nie charakterem; pewnie odziedziczyła po matce-wiedźmie, a ojciec był torturowany na różne sposoby. Biedny facet…
- Co powiesz na cztery godziny? – Akane uśmiechnęła się promiennie.
- Nie ma mowy – westchnął. – Muszę się uczyć – usiadł na krześle tak, jak powinien.
- Nie wierzę, że mi odmówiłeś – wydukała zdziwiona.
- No widzisz, nawet ja potrafię być czasami asertywny – wzruszył ramionami.
- Łał – prychnęła, niby z uznaniem.

Osiemnastoletni blondyn z cokolwiek strasznym wyrazem twarzy szedł spokojnie przez opustoszały już dziedziniec, po czym wszedł do budynku szkoły. Wszędzie było już cicho, lekcje się zaczęły, więc żadnego innego ucznia nie było w pobliżu. Jednak jego niezbyt to obchodziło: i tak nie będzie słuchał, co gość od biologii pieprzy, więc co za różnica, czy tam jest, czy nie? No, nauczyciele pewnie się cieszą, kiedy go nie ma… No cóż, bywa.
Z każdym jego krokiem wszystkie łańcuchy, które miał podoczepiane do paska spodni, dźwięczały dość głośno, ale jemu to niezbyt przeszkadzało. 
Otworzył gwałtownie drzwi do klasy i nie zważając na spojrzenia wszystkich, spokojnym krokiem podszedł do swojej ławki i usiadł na krześle, waląc torbą o biurko. Nauczyciel zerknął na niego nieprzychylnie, ale wrócił do lekcji, jak gdyby nigdy nic. Tymczasem on niby wyjął książki, ale zamiast notować, rysował w swoim szkicowniku przeróżne postaci, najczęściej wymyślane przez niego samego. 
Nawet kiedy rozbrzmiał dzwonek, oznajmujący koniec lekcji, nie przestał kreślić ołówkiem na kolejnej kartce. Jednak pewna wkurzająca – według niego – dziewczyna mu przerwała. Walnęła rękami w jego biurko i zniecierpliwiona czekała, aż łaskawie podniesie na nią wzrok. Oczywiście, włosy miał nastroszone, jakby nigdy nie widziały szczotki, na twarzy i w uszach pełno kolczyków, a na dodatek czuć było od niego papierosami.
- Tsubasa, możesz mi wyjaśnić, co ty wyprawiasz? – warknęła rozeźlona dziewczyna. – Mówiłeś, że będziesz chodził na lekcje regularnie.
- No przecież chodzę – wzruszył ramionami. – To że się trochę spóźniam, to chyba nie grzech śmiertelny, co? – uśmiechnął się bezczelnie.
- Gdyby chodziło tylko o spóźnienia, to nawet bym się do ciebie nie fatygowała – wycedziła przez zęby. – Znowu paliłeś. Znowu nie uważałeś na lekcji. Dalej wyglądasz jak jakaś choinka z tymi swoimi ozdóbkami. I dalej masz na wszystko wyjeb… - w porę powstrzymała się od przeklinania. – I dalej nic cię nie obchodzi – poprawiła się.
- Łał, czyżby nasza Panna Idealna nabrała trochę charakterku? – prychnął, podpierając głowę ręką. – Co, okres masz?
- Słuchaj – warknęła ponownie. – Jestem za ciebie odpowiedzialna, czy tego chcesz, czy nie, więc łaskawie racz mnie choć trochę słuchać.
- Uroczo – sarknął, uśmiechając się przyjaźnie. Jednakże jego mina szybko się zmieniła na zwyczajową, nieco straszną. – Tylko wiesz, ja nie potrzebuję ani mamusi, ani opiekunki. O nic cię nie prosiłem, więc po prostu się ode mnie odpierdol. Co ty na to? Idealnie na nas obojga.
- Nie – warknęła. – Zacznij się chociaż trochę uczyć! Albo zmień ten wygląd! Zrób cokolwiek, żeby pokazać, że chcesz się trochę poprawić.
- A co jeśli ja nie chcę? 
- Przestań zgrywać idiotę. Wszyscy wiedzą, że nie jesteś głupi. Szkoda tylko, że nikt nie wie, czemu przeniosłeś się z tak prestiżowej szkoły do naszej – uśmiechnęła się wymuszenie.
- Aż tak cię interesuję? – spojrzał na nią szelmowsko. – No to ci powiem, co to za tajemnica. Otóż przeniosłem się z tej pierdolonej szkółki dla psów z własnej woli. Ale wiesz, ty byś tam idealnie pasowała – stwierdził. – Taki potulny piesek jak ty, odnalazłby się tam od razu.
- Bardzo zabawne – nachyliła się ku niemu, przez co parę kosmyków jej długich, ciemnych włosów ześlizgnęło się z jej ramienia. – W poniedziałek mamy sprawdzian z fizyki. Jeśli ci choć trochę zależy, to przyjdź do biblioteki po lekcjach – powiedziała chłodno i odeszła. Niemalże od razu podeszły do niej jej koleżanki, które zapewne mówiły, że „przecież nie musi użerać się z tym debilem”. Tsubasa ich jednak nie słuchał, mało go to obchodziło.
Sora Takeuchi, bo tak nazywała się owa dziewczyna, została kiedyś poproszona przez nauczycieli, by jakoś nakierowała tego „nieposłusznego chłopaka”, jak go określali, na „dobrą drogę”. No w sumie Tsubasa jej współczuł – misja praktycznie niewykonalna… Cóż, bywa, niech próbuje, jemu to zwisa i lata koło dupy. Próbowała go zmienić chociaż trochę już mniej więcej od roku, a skończyło się na tym, że to ona się chyba trochę zmieniła. No, zabrał ją na wagary raz, parę razy zdarzyło mu się namówić ją do pójścia do klubu… Właściwie, gdyby nie była zawsze taka sztywna i posłuszna wszystkim, to może by się zaprzyjaźnili. Ale skoro aż tak bardzo chce być wspaniałą uczennicą, to niech sobie będzie. Byle bez niego.

Sora siedziała samotnie w bibliotece, przewracając niechętnie strony w podręczniku do fizyki. Czekała na tego przygłupa już ponad godzinę i powoli zaczynała już tracić nadzieję, że się w ogóle zjawi. Zresztą, na co ona w ogóle liczyła? To przecież było oczywiste od początku, że nie przyjdzie, on ma to wszystko w dupie, łącznie z nią. Nieważne, ile by mu nie wbijała do tego tępego łba, że mógłby chociaż stwarzać pozory „tego dobrego”, on i tak nic sobie z tego nie zrobi. Jest niereformowalny. 
I właśnie przez tę jego głupią uporczywość ciągle się kłócą. To znaczy, to też jej wina po części… Ale głównie jego! W ogóle się nie zorientował, że Sora go lubi i ciągle jej dogryza. A jeśliby mu to powiedziała, to by ją pewnie wyśmiał.
Westchnęła ciężko, po czym włożyła swoje książki do torby i ruszyła ku drzwiom. Nie ma sensu siedzieć w tej bibliotece, skoro Tsubasa i tak nie przyjdzie. Mimo wszystko, ma lepsze rzeczy do roboty.
Jednak kiedy szła między regałami i zmierzała do wyjścia, pojawił się właśnie on. Zabijał wzrokiem wszystkich, których napotkał, jak to miał w zwyczaju, chociaż zapewne nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Och, jednak raczył się pan zjawić – powiedziała beznamiętnie, patrząc mu w oczy. Była prawdopodobnie jedną z niewielu osób, które się go nie bały. 
- Taa, zrobiłem to dla ciebie – odparł równie obojętnie i ją wyminął, siadając przy najbliższym pustym stoliku. Sora uśmiechnęła się do siebie, było jej miło słyszeć, że zrobił to dla niej. Nawet jeśli mówiąc to, wyglądał jak jakiś morderca. – To od czego zaczynamy? – zapytał, a ona odwróciła się do niego, wytrącona z letargu.
- Aa… Tak – położyła torbę na blacie i usiadła obok niego, po czym wyjęła książki. – Pierwsza będzie termodynamika – otworzyła podręcznik na odpowiedniej stronie. – Czyli wpływ energii na przemiany fizyczne i chemiczne.
- Ja pierdolę – mruknął załamany, przybliżając się do niej, by spojrzeć do książki. Sora uśmiechnęła się pod wpływem jego bliskości. – Chyba polegnę…
- Nie przy mnie – oznajmiła pewnie.
- Przy tobie? – spojrzał na nią. Ich wzroki skrzyżowały się, a twarzy były niebezpiecznie blisko siebie. – Będziesz mi podpowiadać?
- Nie, głupku – zdzieliła go książką w łeb. – Będę cię uczyć.
- Ach… A było tak pięknie… - jęknął.
- No przykro mi, że rujnuję ci marzenia – prychnęła.
- Taa… Przez chwilę myślałem, że cię lubię – sarknął z łobuzerskim uśmiechem na ustach.
- Świetnie. Ale się cieszę – burknęła, wlepiając wzrok w podręcznik. Mógłby sobie darować takie odzywki. – A teraz uważaj – powiedziała mu.
- Tak, tak. Zamieniam się w słuch – sarknął, przewracając oczami. Oparł głowę na ręce i tak jak prosiła, przysłuchiwał się dziewczynie, wpatrując się w jej niezwykle skupioną twarz. W sumie, była całkiem ładna… Nie żeby jakoś wybitnie, czy coś, ale mimo wszystko jej wyglądzie nie mógł niczego specjalnego zarzucić. – Słuchaj… - odezwał się, a Sora na niego spojrzała pytająco. – Może jeśli zaczniesz się malować, to w końcu przybędzie ci trochę seksapilu? – zaproponował, jakby to było coś najzwyczajniejszego na świecie. No, dla niego może było, ale na pewno nie dla Sory, przez co zdzieliła go książką w głowę. – Ej! Za co to, kurwa, było?!
- Ja się produkuję, męczę, żeby ci to wszystko wytłumaczyć, a ty myślisz o jakichś głupotach! – powiedziała niezadowolona. – Miałeś mnie słuchać.
- No przepraszam bardzo, że to jest takie nudne – burknął. – Nie moja wina, że ta tero-coś-tam mnie naturalnie usypia.
- Naucz się chociaż podstaw, proszę cię – jęknęła. – Tak trudno zapamiętać parę regułek i wzorów?
- Tak – uśmiechnął się szelmowsko. – Byłoby o wiele lepiej, gdybyś mi po prostu podpowiadała na tym sprawdzianie. Ty byś zaoszczędziła więcej czasu, a ja nie musiałbym się męczyć. Rozwiązanie idealne – wzruszył ramionami.
- Z takim podejściem, to ty nigdy nic nie zrobisz – spojrzała na niego gniewnie.
- Jasne, jasne, mów sobie, co chcesz – prychnął. – Zresztą, co ci tak zależy? – zmrużył oczy, przez co wyglądał jeszcze straszniej niż zazwyczaj.
- Robię tylko to, co muszę – nagle wyprostowała się jak struna. Zbliżył się do niej zdecydowanie zbyt blisko. – I zrób coś z tymi kolczykami – burknęła. – To niezgodne z zasadami szkoły.
- A co mnie to obchodzi – spojrzał na nią z politowaniem. Zachowuje się, jakby go nie znała. Chodził w nich już prawie trzy lata i nie zamierza tego zmieniać.
- Nie przeszkadzają ci one? – zmarszczyła brwi.
- Nie – odparł krótko. Na początku, faktycznie, trudno mu się było do nich przyzwyczaić, ale nie zdjął ich. To był swego rodzaju symbol jego „niezależności” od ojca. Można powiedzieć, że aktualnie był z nim w stanie otwartej wojny, która polegała na nie odzywaniu się do siebie i ignorowaniu się nawzajem. Taka urocza relacja rodzinna, żadna nowość. Właściwie to podziwiał mamę, że jeszcze się nie wyniosła z tego domu. I równocześnie zazdrościł bratu, że on już z tego domu spieprzył. No, powody były takie, a nie inne, ale i tak dałby sobie głowę uciąć, że ma się teraz o wiele lepiej niż z ich ojcem – Tsubasa go nie cierpiał, nie dogadywał się z nim już bardzo długo, a jeszcze dłużej nie potrafił zdzierżyć tego chorego despotyzmu w ich domu. No, teraz to ojciec zaczął się zachowywać, jakby Tsubasa w ogóle nie istniał, ale co tam – jemu to odpowiadało. Przynajmniej miał spokój.

Haru od samego rana był chyba aż nazbyt wesoły – latał po domu, jakby się napił RedBulla albo innego energetyka i ciągle pośpieszał tatę. No bo przecież nie mogli się spóźnić! Oficjalnie Dzień Sportu w jego przedszkolu zaczyna się o dziesiątej, ale Haru stwierdził, że powinni tam być co najmniej o wpół do. Chociaż i tak mieli naprawdę sporo czasu: była dopiero ósma!
- Tato, no pośpiesz się! – burknął chłopiec.
- Daj spokój, Haru – jęknął Makoto, dopiero co wybudzony z błogiego snu. – Mamy dużo czasu – ziewnął przeciągle. 
- A co jeśli się spóźnimy? – zapytał z przejęciem. – Przecież zawsze mówisz, że lepiej dmuchać na zimne!
- Nie wykorzystuj tego, co mówię – jęknął, wyciągając z lodówki jajka i masło. – Zrobię jajecznicę, okej? 
- Okej – Haru skinął głową. – Ale się pośpiesz.
- Błagam cię, idź jeszcze spać albo coś – poprosił z desperacją. Ten dzieciak go kiedyś wykończy, i to z uśmiechem na ustach. 
- Nie, bo mnie nie obudzisz na czas! – ofuknął się chłopiec.
- Masz mnie za tak okropnego ojca? – spojrzał na niego, niby tak strasznie zraniony.
- Niee… Po prostu sam byś pewnie zasnął! – wyjaśnił nagle. – Właśnie. O to chodziło.
- Pewnie – westchnął i poczochrał mu włosy. 
Przygotowanie się do wyjścia zajęło im niecałą godzinę – byłoby szybciej, gdyby Makoto się tak nie guzdrał, ale skoro mieli tyle czasu, to się przecież nie będzie męczył i biegał po domu – potem Haru poszedł po Mashiro, bo stwierdził, że na pewno nie może się doczekać, tak jako on!
Jednak kiedy ją zobaczył, przeraził się. Była jeszcze w piżamie! 
- Nie zdążysz! – powiedział na przywitanie. – Musisz się szybko ubrać!
- Hm? – zdziwiła się. No przecież mają jeszcze całą godzinę. Spokojnie się wyrobi. – Na razie jem śniadanie. Dołączycie z tatą? – uśmiechnęła się.
- Nie ma na to czasu! – jęknął chłopiec.
- Haru, daj spokój – westchnął Makoto, który słysząc, co jego syn mówi, wyszedł z mieszkania, żeby jakoś uratować koleżankę. – Mashiro na pewno zdąży. No nie? – spojrzał na nią.
- Jasne – skinęła głową. – Raz zdążyłam na zajęcia, budząc się piętnaście minut przed – pochwaliła się.
- Wierzę – zaśmiał się brunet. – To ja go wezmę, żeby ci nie truł – uśmiechnął się. – Przyjdź jak już będziesz gotowa – wszedł z Haru do swojego mieszkania, zostawiając ją samą. 
Spojrzała na drzwi, które przed chwilą się zamknęły z lekkim wyrzutem. Mogła go… to znaczy, ich, zaprosić na śniadanie czy coś… 
Westchnęła i podrapała się w głowę.
- I tak by się nie zgodził – mruknęła do siebie i zamknęła drzwi.

W przedszkolu roiło się już rodziców i nauczycieli, przygotowujących się do zawodów. Oczywiście, wszyscy traktowali to jak zwyczajną zabawę, z dystansem. Nawet dyrektor przedszkola wziął udział w konkurencji nauczyciele vs. rodzice, mimo że swoje lata już miał. Makoto został złapany przez jedną z przedszkolanek od razu po tym, jak wszedł na podwórko. Ku rozpaczy Mashiro, była to dokładnie ta sama laska, co ostatnio. Od razu posłały sobie wrogie spojrzenia. 
- Dzień dobry – uśmiechnęła się przyjaźnie do mężczyzny i jego pociechy. – Cześć, Haru.
- Dzień dobry, proszę pani! – odparł uroczo chłopiec.
- Chciałam tylko poinformować, że konkurencje dla dzieci rozpoczną się za pół godziny, mogą się już przebrać w swoje stroje na WF, a rodzice i nauczyciele o dwunastej – Mashiro zadrgała niebezpiecznie brew, kiedy ta wkurzająca przedszkolanka zbliżyła się do Makoto zdecydowanie zbyt blisko.
- Dobrze – skinął głową z miłym uśmiechem na twarzy. – Pójdziesz do swojej klasy? – zwrócił się do Haru.
- Jasne – odparł i wbiegł do budynku przedszkola, gdzie już czekali na niego koledzy.
- Korzystając z sytuacji… - kobieta jeszcze bardziej się do niego przybliżyła. A on zamiast się odsunąć albo coś, spojrzał na nią pytająco. Mashiro zrozumiała, że on jest naprawdę ślepy – chociaż akurat w tym wypadku działało to na jej korzyść.
- Ach, właśnie! – odezwała się znienacka. – Koji chciał, żebyś do niego zadzwonił – niby sobie przypomniała.
- Zrobię to potem – odpowiedział. Koji? A co on może chcieć?
- Nie, najlepiej zrób to teraz – pokręciła głową. – Mówił, że to sprawa nie cierpiąca zwłoki!
- No to czemu sam do mnie nie zadzwonił? – zdziwił się.
- Nieważne. Po prostu z nim pogadaj – ostatecznie go przekonała i odszedł na chwilę z telefonem w ręce. Tak więc Mashiro została sama z przedszkolanką i znów atmosfera stała się tak ciężka, że można by kroić powietrze nożem.
- Proszę się nie wtrącać – kobieta wycedziła przez zęby z fałszywym uśmiechem na ustach.
- Przykro mi, ale nie mogę – Mashiro też uśmiechnęła się niby przyjaźnie. – Zresztą, i tak nie sądzę, żeby Makoto w ogóle zauważał pani intencje. A jeśli tak, to chyba nie jest zainteresowany – stwierdziła.
- Pani nic do tego, bo z tego, co wiem, to pan Makoto chyba nie ma dziewczyny.
- Taak… Na razie nie – prychnęła i po chwili mierzenia się wzrokami, odeszła do Yamamoto. Dopiero po paru minutach zdała sobie sprawę, co powiedziała. Ona chyba naprawdę jest zazdrosna… I to bardzo. No kurde, tego się po sobie nie spodziewała.
Jęknęła przez przypadek na głos, przygryzając wargę. Dawno dla nikogo nie była wredna ani nic, a tu nagle mowa o tym, że Makoto mógłby się z kimś zejść i ona od razu się irytuje. Jest źle.
Nawet nie zauważyła, kiedy brunet do niej podszedł, więc na dźwięk jego głosu aż podskoczyła ze strachu, na co Yamamoto zareagował śmiechem.
- Co ci się stało? – zapytał rozbawiony.
- Aaa… yyy… nic… - pisnęła. Ona przez niego na zawał zejdzie kiedyś. – A Koji… coś ważnego chciał?
- Chciał porady, jak zerwać z jego uroczymi panienkami – parsknął śmiechem. Tak jak ja bym się na tym znał.
- A nie znasz? – spojrzała na niego niepewnie.
- No raczej nie – uśmiechnął się przyjaźnie. – Miałem w życiu tylko jedną dziewczynę, kochałem się przed nią w dwóch – zaśmiał się na to wspomnienie. Był wtedy takim szczeniakiem, że aż go to śmieszyło. To i jego ówczesne problemy. Czasami chciałby wrócić do czasów gimnazjum.
- Serio? Nigdy nie mówiłeś o tych dwóch – zaciekawiła się Mashiro.
- No bo nie było o czym gadać – odparł. – Właściwie to tylko mi się podobały, wiesz, takie szczeniackie zauroczenie. No, a potem była Ayuna – uśmiechnął się do dziewczyny delikatnie, ale ona odwróciła wzrok. – To co, idziemy? Zaraz się zaczyna – poczochrał jej włosy i poszedł pierwszy.
- Pewnie… - mruknęła. No jasne. Ayuna. Przejmuje się jakąś cycatą przedszkolanką, kiedy to tak naprawdę na nic. Nie uważała jej za wroga, przeszkodę czy coś podobnego – w życiu. Skoro Makoto tak bardzo ją kochał, znaczy, że była wspaniałą osobą, ale po tylu latach chyba należy mu się coś jeszcze, prawda? Nie może być wiecznie sam.
…Albo to tylko wymówka.
Nie czekali długo na pierwsze konkurencje dzieci. Mieli właściwie tylko sztafetę, ale jako że w przedszkolu jest całkiem sporo dzieci, były trzy kolejki. Haru – jako jeden z ostatnich w dzienniku – był w trzeciej. Kiedy nadszedł jego czas, Makoto zaczął mu żywo kibicować, razem z Mashiro, która dodatkowo robiła zdjęcia. Duużo zdjęć. Właściwie praktycznie w ogóle nie rozmawiała już z Makoto – jakoś tak czuła się skrępowana. On natomiast zadawał się tego kompletnie nie zauważać – może faktycznie tego nie widział. Ale istniała także możliwość, że o tym wiedział i to ignorował. Nie zdziwiłaby się, gdyby naprawdę tak było.
- I jak? – zapytał wesoło Haru z ogromnymi rumieńcami na twarzy. Był cały czerwony i spocony, ale zadowolony. No w końcu wygrał! – Byłem wspaniały, prawda?
- No prawda, prawda – zaśmiał się Makoto. – I jak ja mam cię pobić?
- Nie dasz rady! – stwierdził chłopiec, pewny siebie. 
- Haha, zobaczymy – poczochrał mu włosy i podszedł do reszty rodziców, biorących udział w zawodach. Byli to sami ojcowie. Oczywiście, każdy z nich robił to tylko i wyłącznie dla zabawy i żeby było się z czego pośmiać, tak więc atmosfera była luźna i wesoła. Makoto – jako najmłodszy i najzwinniejszy w tym gronie – miał przebiec ostatni odcinek, żeby w razie czego nadrobić ich straty. Jak co roku.
- Ciociu~ Wszystko dobrze? – zapytał niepewnie Haru. Mashiro nagle oprzytomniała.
- Co? A! Tak, tak! Jak najbardziej! – szybko się zreflektowała. Może nawet zbyt szybko, bo chłopiec wydawał się być zdezorientowany. – Trochę się zamyśliłam – uśmiechnęła się. – To co, robimy zdjęcia tacie?
- Tak! – uśmiechnął się wesoło.
Ale trochę się zdziwił… No bo o czym może myśleć, jak tak patrzyła się na tatę takim trochę… jakby to powiedział wujek Koji… Nieobecnym! Właśnie, nieobecnym wzrokiem. Dziwne to było.
Drużyna Makoto wygrała, mimo że Yamamoto wywalił się tuż przed metą (co Mashiro oczywiście uwieczniła na zdjęciu). Gdyby nie to, że szybko poczołgał się za linię, byłoby cienko. Na szczęście się udało. Wprawdzie był cały brudny, spocony i zmęczony – lata już nie te, jak to określiła Mashiro – ale przynajmniej się pośmiali. 

~*~

Tak, Tsubasa ma osobny wątek xD Tak, on i Makoto naprawdę są braćmi xd
W rozdziale mogą być błędy, bo przez wyżej wymienione szatańskie czynniki nie miałam siły tego poprawiać xd
Także tego... liczę na komentarze z Waszej strony~! :3
Edit: Przepraszam za to białe tło, ale nie potrafię tego kurestwa wywalić T^T 

6 komentarzy:

  1. Hej Ushio!
    Podoba mi się jak piszesz:) Rozdział jak zwykle-super;) Uwielbiam Kojiego i Akane, a no i oczywiście Haruuuuu! Tsubasa bratem Makoto... Podobni to raczej nie są... A może są, tylko Tsubasa zakłada taką "maskę":P I oczywiście przedszkolanka i Mashiro xD Świetne są! W każdym razie:
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Watashi-chan

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :3
      Co do Tsubasy, to się jeszcze okaże, czy jest podobny do Makoto :P
      Cieszę się, że ci się spodobało ^^
      Pozdrawiam~ ;*

      Usuń
  2. Ech ten Koji, ma takie cholerne szczęście do dziewczyn, no bo zachowuje się jak playboy, a one i tak na niego lecą xD i nawet nie obwiniają jego o konflikty w związku tylko tą drugą… ja nie wiem xD on jest jak magnes na głupie dziewczyny xD cóż, ani krzty feminizmu u ciebie skoro takie tępe laski przygruchałaś do opowiadania xD na szczęście jest Akane xD jedyna myśląca na studiach xD heh, uwielbiam ten jej sarkastyczny dialog xD tak sprowadza go na ziemie, no bo heloł istnieją lepsi ludzie xD
    Hehehe, Tsubasa taki hardcoreowy wygląd :D widać, jak każdy nastolatek wie swoje i wie lepiej xD nauczyciele też już siły na niego nie mają i zwalają całą winę na najlepszą uczennice – no i ona się zrobiła bardziej chamska xD co za głąby z tych nauczycieli, taki skutek mógł się zdarzyć, masakra xD chociaż ona chyba nie ma nic do tego, skoro skusiła się na wagary lub wyjście do klubu xD a jeszcze trochę jej brakuję do przeklnięcia sobie xD taki ma na nią wpływ – no życie, tak działa urok osobisty xD Sora bardzo się stara rozruszać ten jego mózg, a to takie fajne, motyw z korepetycjami xD
    Ach douczki <3 zawsze są jakieś takie słodkie xD chociaż się nie lubią i tak dalej xD Tsubasa to czasem za dużo i niepotrzebnie mówi, zdecydowanie xD biedna Sora :< dostaje zawodu miłosnego przez niego :< mężczyźni są nie fair, spojrzeli by czasem na świat poprzez pryzmat innych, no xD
    Makoto to tylko by chciał jeść u innych xD co za facet, kto tam w ogóle jest studentem bo tylko on ciągle głodny chodzi xD xD Haru jaki przejęty wszystkim xD chce wcześniej iść do przedszkola – ach małe dzieci to takie głuptasy xD będzie się im to zachowanie wypominać do końca życia xD jak wyjechał na Mashiro xD a ona biedna, nie wiedziała o co chodzi xD
    Ta akcja w przedszkolu też wybitna xD kolejna scena zazdrości, na szczęście Mashi ogarnia, że zaczyna coś czuć do Makoto ;D zobaczymy jakie będą w tym jej następne kroki xD nawet Haru zauważył, że leci na jego tatę xD no skoro dzieciak już wie, to niech się nie okrywają już hańbą xD
    Ok, komentarz taki se, moje interpretacyjne siły mnie opuściły xD
    No to ja czekam na następną notkę :D
    Życzę duuużo weny i pozdrawiam :* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiesz, chyba jednak coś tam z feministki mam, skoro stworzyłam Akane... xD A takie głupie laski też przecież istnieją xD Niestety, zmniejszają średnią inteligencji wszystkich ludzi w obrębie paru kilometrów, ale cóż :P xd
      Tsubasa jest mimo wszystko za głupi, żeby cokolwiek zauważyć :C Ach, biedna Sora xDD
      Dzieci tak mają xD Pamiętam, że też się kiedyś nie mogłam doczekać, kiedy pójdę do przedszkola, szkoły i wgl... Niestety się tego w końcu doczekałam xD

      Dziękuję za komentarz ;*

      Usuń
  3. Ok jakby co to ja ci tego nie mówiłem ale jestem leniem.
    Naprawdę wielkim leniem.Czytam twój blog od 1 notki a poprzedni ... no tez mniej więcej od początku ale obserwować zacząłem niedawno (ten) pytanie : dlaczego? Bo jestem leniem , jak większosć ludzi . DLATEGO TEŻ nie smutaj , że nikt nie pisze komentarzy i wiedz iż wspieram cie duchowo i po cichu kibicuje oraz zagrzewam do walki ponieważ , lubię twoje opowiadania.
    A więc:
    1.Wiedz że wszyscy w ciebie wierzą.
    2.Wiedz że jak wszyscy inni przestaną ja będę trwał w zagrzewaniu cię do walki.
    3.Wszyscy ludzie są leniami więc najlepiej wyjść z założenia, że wszyscy na świecie czytają tylko są po prostu zbyt leniwi by skomentować dzieło mojego osobistego Jezusa lub też obserwować stale jego blog.

    Z pozdrowieniami dla Ushio (dziewczyny o pięknej duszy i stylu)
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O-och... Dziękuję xD No trochę mnie zatkało, nie powiem, że nie xd Nie słodzisz ty mi czasem za bardzo? ;)
      No, w każdym razie, miło było mi to czytać ^^ Umiesz zmotywować człowieka :D

      Też pozdrawiam ^__^

      Usuń

Obserwatorzy